budyń Zacznę z grubej rury: gdzie kończy się retro, i czy sądzicie, że czas Waszego dzieciństwa pod to podpada?

O turpiźmie wnętrzarskim rodem z końca ostatniej dekady XX w. pisałam niedawno w kontekście kawiarni, i w sumie ten styl postrzegam jako część powszechnej nostalgii za latami 80., ew. 90. Właśnie M, miłośnik filmu Goonies, namawiał mnie do zapoznania się z serialem Stranger things, licząc, że będzie to coś w stylu kina przygodowego z czasów naszego dzieciństwa. Może na wersję filmową tamtych czasów się skuszę, bo moda mnie głównie przeraża ;). Swoją drogą, kiedyś bardzo się zdziwiłam, słysząc 'vintage’ w odniesieniu do odzieży z lat 80., a potem… 90. ;), bo trochę inaczej to postrzegam (jeśli ubrania z tamtych czasów są vintage, to ja też muszę być, a się nie czuję).

Kulinaria zaś z tamtych lat to jeszcze cięższy temat. Są perełki, które warto zachować w pamięci, typu koktajl krewetkowy czy (w moim przypadku, za to z uwagą „koniecznie!”) sernik londyński, ale czy ktoś naprawdę, tak na serio, tęskni za smakiem oranżady w proszku, jedzonej na sucho z ręki? Albo Vibovitem jedzonym również na sucho ;)? Mogłabym wymieniać więcej takich przykładów, ale skupię się najpierw na takim bardziej pozytywnym, uniwersalnym, super łatwym do odtworzenia i w sam raz na sezon letni. Mowa o chlebie czosnkowym, czyli pieczywie natartym hojnie masłem z dodatkiem czosnku i opieczonym potem na grillu lub w piekarniku.

chlebek czosnkowyTaki bochenek, najczęściej coś w stylu krótkiej bagietki czy też bułki poznańskiej (i mającej wiele innych nazw, o ile wiem, zależnie od regionu kraju), owinięty w folię aluminiową i roztaczający zabójczy zapach, był specjalnością znajomej moich rodziców i kojarzy mi się nierozerwalnie z popołudniami w (zazwyczaj) mokrym i/lub chłodnym ogrodzie, gdzie jedzenie zawsze pojawiało się później niż miało, bo grill szwankował, a czasem całą imprezę z racji pogody trzeba było ewakuować do domu. Chlebek czosnkowy zawsze smakował wszystkim, i nie jadłam go chyba z trzydzieści lat, aż podczas niedawnego spotkania rodzinnego zmobilizowałam się do odtworzenia dawnych smaków.

Chleb czosnkowy (na ok. 5 osób)

  • bułka paryska/krótka bagietka/ciabatta
  • 140-150g miękkiego masła
  • 4 ząbki czosnku
  • 2 hojne szczypty soli

Pieczywo naciąć (jak na kromki) niemal do końca (ale nie tak, by się oddzielały przed podpieczeniem). Miękkie masło dokładnie rozetrzeć z rozdrobnionym czosnkiem i solą, nasmarować każdą kromkę chleba. Bochenek owinąć folią aluminiową i piec ok. 15 min w piekarniku nagrzanym do 200 st., rozwinąć folię i piec kolejne 5 minut bez przykrycia. Na grillu postępować tak samo w przypadku nie b. mocnego ognia/kratki postawionej nie b. blisko żaru; jeśli ogień jest większy lub kratka niżej, skrócić czas pieczenia o kilka minut i sprawdzać zwłaszcza po odkryciu, czy chleb się nie przypala.

budyńNa deser (taki codzienny, ale w klimatach retro) uważam, że musi być coś jedzonego łyżeczką (legumina). O kisielu już pisałam parę lat temu, ale wiadomo, że budyń jest równie (jeśli nie bardziej) atrakcyjny. Znajdziecie na blogu przepis na taki czekoladowy (skądinąd wegański), miałam jednak ochotę na mój ulubiony z dzieciństwa, tj. waniliowy. Wtedy, oczywiście, z torebki, czyt. nie taki smaczny…

Przepis pochodzi od Dorotuś, tj. Moje wypieki (u mnie zmiany w wanilii), i okazał się wyjątkowo prosty a szybki. Smakował nie tylko mnie, bo także M i (gościnnie) Madzi. M skomentował, że schłodzony deser przypomina mu bardziej flan – co miało być komplementem, a wywołało wiele wspomnień*.

Budyń waniliowy

Składniki (4 porcje)

  • 500ml mleka (pełnego lub półtłustego)
  • Łyżka masła
  • Ok. ¼ łyżeczki mielonej wanilii
  • 2 łyżki skrobi ziemniaczanej
  • 4 płaskie łyżki drobnego cukru
  • 2 żółtka (nie muszą być duże)

Odlać ok. 120ml mleka, resztę zagotować z masłem, wanilią i cukrem. Osobno roztrzepać pozostałe mleko ze skrobią i żółtkami, wlać do zagotowanego, skręcić ogień na mały/średni i stale mieszając (grudki!), gotować przez około minutę – masa zgęstnieje prawie od razu po zagotowaniu. Przelać do czterech miseczek lub szklanek przelanych zimną wodą, schłodzić na blacie. Jeść ciepły (wówczas jest klasycznie budyniowy), letnie lub (w opcji a la flan 😉 dobrze schłodzony w lodówce. Dodatki: owoce, sok owocowy, konfitura itd. Znika błyskawicznie ;).

* Np. jak nasza wspólna koleżanka E. zjadła na hiszpańskim wyjeździe całe opakowanie (6 sztuk) na raz.