Udając się w dłuższą podróż (trwającą, powiedzmy, co najmniej 5-6 godzin), zabieracie ze sobą jedzenie? Pakujecie wałówkę, czy testujecie Warsy, przydrożne bary/sklepy spożywcze i międzynarodowe fastfoody?
Podczas krótszej wyprawy zdaję się często na los (tj. na to, co będzie po drodze), w samolocie jem to, co dadzą*, ale w trwającej 12-13 h podróży samochodowej wolę nie liczyć na łut szczęścia lub McDonalda ;). Testowałam na drogę, poza oczywistymi kanapkami, różne sałatki, pieczonego kurczaka na zimno i zupy (do termosu). Te ostatnie bardzo dobrze się sprawdzają, zwłaszcza, gdy deszcz wali w szyby, a wy stoicie na parkingu „gdzieś w Czechach”. Zupa musi być raczej jednolita, do picia, więc albo czysty wywar, albo zmiksowana na nie za gęsty krem. U nas dwa dni temu był wariant tego przepisu, tylko z większym udziałem pomidorów, a mniejszą ilością jarzyn.
Zupę warto przekąsić albo pasztecikiem, albo taką bułeczką, albo np. plackiem mięsnym na zimno. Danie obiadowe babci Lawson** jedliśmy przed wyjazdem na obiad i nadprodukcja bardzo dobrze sprawdziła się w podróży.
Jeśli chodzi o słodycze, świetnie chrupie się w samochodzie (i nie tylko…) ciasteczka owsiane, ale ponieważ nie było czasu, by je upiec, zadowoliliśmy się resztkami sernika królewskiego. Plus na śniadanie były domowe bułki pszenne, z moją szynką korzenną. I herbata z cytryną – taka z termosu ma niepowtarzalny smak, przypominający mi drogę na wakacje letnie z babcią. Tylko z babcią jeszcze zawsze jedliśmy rogaliki…
I tym sposobem, zakąszając różnymi daniami, znaleźliśmy się znowu na nartach w Austrii. Oto wczorajszy widok z okna:
I ponawiam pytanie, bo bardzo jestem ciekawa: jak u Was wygląda jedzenie w podróży?
* Najfajniejsze było jedzenie podczas lotu Helsinki-Bombaj. Jeszcze nigdy nie jadłam falafela na śniadanie, tym bardziej o ok. 2 w nocy czasu polskiego 😉
** Zrobiłam postępy w wałkowaniu i tym razem placek upiekłam, zgodnie z zaleceniami autorki, w formie duuużego prostokąta, nakrytego 2 warstwą ciasta.