Ciasteczka pojawiają się nie tylko dlatego, że jest
ale dlatego, że jedziemy bladym świtem w sobotę rano na narty do Austrii! Całą rodziną, bo i z kotem (który ma chipa i paszport :). A te ciasteczka się świetnie nadają jako przegryzka samochodowa, i nie tylko – bo są to moje ulubione ciasteczka owsiane. Robiłam różne wersje, ale oryginalna jest najlepsza, a zwłaszcza nie polecam zastępowania białej czekolady ciemną lub mleczną. Nie kocham białej, ale tu sprawdza się świetnie, stapiając się w (pyszną) całość z ciasteczkami. Przepis z Feast Nigelli.
Składniki: 1 szkl mąki, 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia, 1/2 łyżeczki soli, 1 szkl płatków owsianych górskich – pomieszać; utrzeć na krem 113 g (1 stick) + 1 łyżkę miękkiego masła (łącznie ok. 125 g) z 1/2 szkl. cukru dark muscovado i 1/2 szkl. drobnego cukru (można trochę zredukować, bo ciasteczka wychodzą dość słodkie; zazwyczaj dodaję 1/2 szklanki każdego cukru bez 2-3 łyżek), dodać do tego jedno jajo, 1/2 łyżeczki esencji waniliowej, pomieszać na jednolitą masę i dodać suche (mąka itd.); następnie domieszać 1/2 szkl. suszonej żurawiny, 1/2 szkl. orzeszków (dałam włoskie, w oryginale pecan) oraz 3/4 szkl. drobno pokrojonej białej czekolady (daję zawsze posiekaną 1 tabliczkę 100g) lub drobinek z białej czekolady. Masę wkładamy na 15 min (lub dłużej) do lodówki, potem formujemy kulki, układamy na blachach wyłożonych pergaminem i pieczemy 15 min w 180 st. Wg. autorki ma wyjść 30 szt. – chyba robię większe, bo zawsze wychodzi mi mniej – zazwyczaj pomiędzy 23 a 27. A znikają jak zaczarowane…