Od jakiegoś czasu śledzę na Instagramie Irinę Georgescu, przymierzając się nieśmiało do zakupu jej książki Carpathia, i rozmyślając, jak odebrałabym Rumunię wówczas, gdy nie musiałabym robić codziennie iluś km dziennie, z 20kg plecakiem* 😉 (podpowiedź: na pewno bardziej pozytywnie. Ba, myślę, że dziś te góry bym przede wszystkim doceniła tak, jak na to zasługują). Kontaktu z kulinariami rumuńskimi w każdym razie nie miałam tak naprawdę żadnego, i pewnie gdyby ktoś mnie przydusił, z czym kojarzy mi się ta kuchnia, może odpowiedziałabym „mamałyga”, ale nie wiem, czy nie po jakiejś podpowiedzi. Zdjęcia Iriny przekonują mnie, że może należałoby się jej bardziej przyjrzeć, a pieczona papryka (u niej z kaszą jaglaną) przemówiła do mnie na tyle bardzo, że – upewniwszy się u autorki, że można użyć bulguru, bo ja jaglanki jednak nie – ją dość szybko zrobiłam, i bardzo polecam. Poniżej moja wersja.
Składniki:
- 4 większe papryki czerwone, żółte lub pomarańczowe (najlepiej w podobnym rozmiarze, i z możliwie płaskim spodem)
- olej/oliwa
- 2 średnie/1 bardzo duża cebula
- 1 średnia marchewka lub kawałek dyni ok. 10x3cm
- 150g kaszy bulgur
- 50g sera żółtego, możliwie wyrazistego (może być wędzony; można połowę zamienić na np. pecorino)
- 30g orzechów włoskich
- garść natki pietruszki (można ją zmieszać z np. szałwią lub koperkiem)
- 2 lub 3 ząbki czosnku
- 2 łyżki oliwy/dobrego oleju np. rzepakowego lub z lnianki
- sól/pieprz
Paprykę umyć, osuszyć, odciąć czapeczki, usunąć ogonki, resztę czapeczek posiekać. Paprykę natrzeć lekko olejem lub oliwą, oprószyć solą i przesmażyć krótko z każdej strony (partiami, jeśli to konieczne), odstawić na bok. Osobno rozgrzać w rondlu trochę oleju/oliwy na średnim ogniu i zeszklić posiekaną cebulę; gdy zmięknie, dodać drobno pokrojoną marchewkę/dynię. Po kilku minutach dodać posiekane kawałki papryki. Oprószyć warzywa solą, dodać bulgur i chwilę smażyć, często mieszając, aż kasza dokładnie połączy się z warzywami. Dodać szklankę wody i gotować, aż bulgur wchłonie płyn. Gotować na średnim ogniu, dolewając co jakiś czas wodę (u mnie ok. 150ml, czyli łącznie potrzebowałam ok. 400ml; opcjonalnie można by użyć bulionu zamiast wody), aż kasza będzie dość miękka, a cała masa zwięzła, ale nie sucha. Odstawić na bok.
Osobno utrzeć lub zmiksować gęstą pastę ziołową, tj. ser, orzechy, pietruszkę, czosnek i olej/oliwę, wmieszać w kaszę z warzywami. Doprawić całość do smaku solą/pieprzem (farsz musi być wyrazisty!). Napełnić papryki ciasno farszem – u mnie zmieścił się cały, ale na styk, można również ew. nadmiar farszu umieścić na dnia naczynia – i ustawić równo w foremce żaroodpornej. Wylać na dno trochę wody (chyba, że dodatkowy farsz dokładnie pokrył dno, ale wątpię, by aż tyle go zostało). Piec ok. 40-45 minut w 180 st. C. (termoobieg) lub aż papryki będą wystarczająco miękkie (wg autorki krócej, ale moim zdaniem to minimum w przypadku dużych papryk, ale wszystko zależy też od preferencji jak miękkie warzywa lubicie). Świetnie smakują również odgrzane (nawet nie wiem, czy nie lepsze!).
A inną paprykę faszerowaną znajdziecie na blogu TU.
* Wakacje studenckie ponad 20 lat temu.
Pyszne jedzenie 🙂 na moim stole ostatnio króluje papryka faszerowana rice nad more z monini siedem ziaren. Cała rodzina uwielbiam takie kolacje