Gdy ponad rok temu przylecieliśmy z Bombaju do Kerali, był późny wieczór, a gdy dotarliśmy do centrum Fort Cochin i znaleźliśmy nocleg, było jeszcze później. Ponieważ jednak spędziliśmy dzień o paru samosach, które widziały lepsze dni i lot był stresujący, mimo niemal nocnej pory ruszyliśmy „w miasto”. Było bardzo ciemno, cicho, a otwarta tylko jedna knajpka. Byliśmy jedynymi (ostatnimi tego wieczoru) klientami. Otworzyliśmy menu i Madzia wykrzyknęła zadowolona: „O, jest hot ginger lemon honey!”. Zamówiliśmy i po paru minutach piliśmy gorącą wodę z cytryną, miodem i imbirem i czytaliśmy smsy z Polski, a deszcz bębnił o markizę nad naszymi głowami.
Teraz robię sobie ten napój, gdy czuję (jak dziś), że łapie mnie przeziębienie. Powiedzmy sobie szczerze – przed Indiami wielokrotnie go piłam, tylko bez dodatku imbiru. Trzeba jednak przyznać, że jego dodatek bardzo wzbogaca smak, no i dodatkowo rozgrzewa (i działa leczniczo).
W kubku umieścić pełną łyżeczkę miodu, ok. 1 cm kawałek posiekanego/startego świeżego imbiru, wycisnąć sok z 1/2 cytryny, zalać świeżo zagotowaną wodą (można chwilę odczekać po zagotowaniu, by nie „zabijać” cytryny, ale ja często nie czekam i wątpię, by Indusi się przejmowali…). Zamieszać, by miód się dokładnie rozpuścił. Skosztować i ew. dosłodzić/zakwasić do smaku. Pić gorące!
Czy już Wam ciepło? Bo ja chyba idę po kolejną porcję…