Kastro na SifnosObiecałam, że wrócę do tematu greckiego (pogoda sprzyja wczuwaniu się w klimat, choć widoki inne ;), a skoro zaczęłam od śniadań, logicznie byłoby przejść do przekąsek/małych dań.

Mezze i kaparyTzatziki pewnie nikomu nie trzeba przybliżać, dwie inne flagowe greckie pasty są jednak ciut mniej w naszym kraju znane: taramasalata z ikry oraz melitzanosalata z bakłażana. Dziewięć lat temu zamieściłam wersję zabielaną na blogu, tam też znajdziecie opis naszego płodozmianu 😉 pastowego sprzed lat. Tak się śmiesznie składa, że drugiego dnia po przyjeździe właśnie ten tercet zamówiliśmy na lunch (dodatkowo był jeszcze inny filar lokalnej kuchni, tj. sałatka grecka, choć nietypowa, bo z miękkim kozim serem – prawdopodobnie tzw. mizithra – zamiast fety). Cały zestaw minus sałatka widać na zdjęciu obok. Co ciekawe, tzatziki mnie tym razem nie zachwyciło i nie czułam potrzeby do niego wracać, tarama była w porządku, ale na bakłażany się po prostu rzuciliśmy. Sifneńska melitzanosalata była lekka, świeża, posiekana, nie zmiksowana, bez cienia efektu majonezu (który się robi podczas miksowania i jednoczesnego dolewania oliwy). Obiecałam sobie, że muszę spróbować to odtworzyć w domu (jeśli ktoś bardzo ciekaw efektów, może od razu przewinąć na koniec wpisu).

Fava i Cafe MosaicoJeszcze mniej znane smarowidło to fava, którego na pewno podczas poprzednich wyjazdów nie jadłam. Prosta pasta z grochu w sumie mocno przypomina te, które traktuję jako „awaryjne” i regularnie robię (np. o taką), a jedliśmy ją w Cafe Mosaico w Artemonas na Sifnos. Artemonas to miasteczko-satelita stolicy wyspy (Apolonii), położone ok. 20 minut na piechotę (takich ścieżką pod górę 😉 od naszego hotelu. Nie jest tak urocze, jak pocztówkowe, biało-niebieskie Kastro, ale trochę ładnych zaułków się też znajdzie. W jednym z nich (tuż przy jednym z licznych kościółow) mieści się Mosaico, kawiarnia, w której od 19 działa kuchnia, specjalizująca się w „małych daniach”. Warto wiedzieć, że te „talerzyki” nie są naprawdę maleńkie, tzn. dwie osoby bez wilczego głodu spokojnie posilą się trzema na spółkę. My tego nie wiedzieliśmy, i zamówiliśmy cztery ;), a wybór był trudny (m.in. korciły mnie dania z ciecierzycą, z której – poza kaparami – słynie wyspa). Na stół w końcu wjechały, poza ww. favą, zapiekane (saganaki) bakłażany, fasola z małżami na zimno oraz pikantna (co się rzadko w Grecji zdarza) potrawka z kurczaka, no i jasny, słodkawy chleb na oliwie. Wszystko proste i smaczne. Aha, i było oczywiście jeszcze wino* ;).

Cafe MosaicoW temacie ww. kaparów: lokalnej sałatki kaparowo-cebulowej w końcu nie spróbowałam, ale same kapary widziałam na każdym kroku. Dosłownie, bo po tym, jak sprawdziłam w internecie, jak one właściwie wyglądają i zaczęłam bardziej patrzeć pod nogi (lub w bok), odkryłam, że te rośliny są na wyspie chwastem. Ten na drugim zdjęciu we wpisie rósł np. pod bardzo rustykalnym prysznicem przy plaży Seralia (koło Kastro), a właściwie wyrastał bezpośrednio ze skały. Więc gdy zastanawiając się, z czym zmieszać opieczone na czarno bakłażany w celu zrobienia melitzanosalaty, znalazłam przepis z dodatkiem kaparów… Było jak poniżej.Melitzanosalata

Melitzanosalata z kaparami

  • 2 średnie bakłażany
  • 1 ząbek czosnku
  • ½ średniego pomidora
  • 1,5 łyżki kaparów
  • 2 łyżki natki pietruszki
  • Łyżka oliwy
  • Sól, pieprz, delikatny ocet/sok z cytryny: do smaku

Bakłażany umyć, nakłuć, umieścić na blaszce wyłożonej np. matą silikonową i piec ok. 50 minut pod grillem w 190-200 st. C (u mnie w opcji termoobieg z grillem). Skórka powinna być przypalona, tak, by po lekkim ostudzeniu sama odeszła od miąższu. Obrany miąższ umieścić na kilka minut na sitku, by odcedzić z soku, w między czasie posiekać drobno pomidora, czosnek, kapary i pietruszkę. Odcedzonego bakłażana także posiekać i dokładnie wymieszać z pozostałymi składnikami. Doprawić oliwą oraz pozostałymi przyprawami do smaku. Odstawić na 1-2 godziny w najlepiej chłodniejsze miejsce (ale nie musi być lodówka), sprawdzić doprawienie przed podaniem. Jeść z pieczywem. Znika błyskawicznie ;).

MelitzanosalataBakłażan

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

* Na koniec posiłku dość długo czekaliśmy na rachunek (a potem na jego uregulowanie 😉 i w ramach przeprosin (?) dostaliśmy dwie szklaneczki mocnego, ciepłego alkoholu, który zidentyfikowałam potem jako rakomelo (raki podaną na ciepło z dodatkiem miodu i korzeni). Można powiedzieć, że to grecki odpowiednik wzmacnianego grzanego wina czy tzw. hot toddy (kelner zresztą stawiając szklanki powiedział, że to „jak tarninówka na ciepło”. Nie wiem, czy muszę dodawać, że choć rzecz działa się wieczorem, temperatura powietrza zupełnie nie była zimowa ;). Tak czy inaczej, dobrze, że telefony mają GPS i że tylko raz zabłądziliśmy podczas drogi powrotnej do hotelu ;).