Gdy zobaczyłam kolor tego dania po ugotowaniu i zmiksowaniu, trochę się zdziwiłam, bo choć wiedziałam, jaki jest jej skład, z trudem mogłam uwierzyć, że to nie zupa pomidorowa, ba, nawet koło pomidora nie leżała. Tymczasem jednak mieszając pomarańczowy miąższ dyni z fioletowo-różowym burakiem otrzymałam barwę właśnie taką, jak widać – i zważywszy na to, że liznęłam dawno temu trochę edukacji plastycznej, nie powinno mnie to dziwić.
Zupa jest kremowa dzięki dyni i mleku kokosowemu, delikatnie słodko-pikantna, doprawiona imbirem i kuminem: czego chcieć więcej w listopadowy wieczór?
Składniki:
- 1kg dyni
- 1,5 średniego buraka (lub 1 b. duży)
- 400g puszka mleka kokosowego
- 3 ząbki czosnku
- hojna szczypta kuminu
- 1 papryczka chilli (mała tajska)
- ok. 1cm kawałek imbiru
- 1 łodyga trawy cytrynowej
- 0,5l. dowolnego bulionu + ok. 250ml wody
- sos rybny
- sok z limonki
- zielone do podania: najlepiej świeża kolendra
Dynię (skórą do góry, na folii aluminiowej) i buraka (owiniętego w folię) piec przez godzinę w 190 st. C. Wystudzić na tyle, by uniknąć oparzeń, obrać ze skóry, z grubsza pokroić.
W dużym rondlu podgrzać ok. 2 łyżek śmietanki ściągniętej z wierzchu mleka kokosowego i przesmażyć na niej zmiażdżony czosnek, kumin, imbir i chilli. Po ok. 2 minutach dodać pozostałe mleko (wymieszane w puszce), warzywa, trawę cytrynową i bulion. Zagotować, doprawić lekko sosem rybnym, gotować na małym ogniu ok. 20-30 minut. Jeśli to konieczne, dodać szklankę wody podczas gotowania. Zmiksować zupę w blenderze, ew. rozrzedzić (u mnie było to konieczne, mimo wcześniejszego dodania wody), sprawdzić doprawienie (jeśli jest za słodka, zakwasić limonką). Delikatnie podgrzać. Podawać z dodatkiem zieleniny (w idealnym świecie byłaby to świeża kolendra); można dodatkowo podać limonkę na stół, do zakwaszanie wg woli.
Tym samym podpinam pod własną akcję ;):