Przepis znalazłam „po sąsiedzku” u Kabamaigi. Pierwsze podejście – omlet z jagodami – zaowocowało czymś w rodzaju clafoutis, z gatunku tych klafutków, za którymi nie przepadam (w przeciwieństwie do tego wg Nigela Slatera). Przemyślałam sprawę i uznałam, że problemem była zbyt mała foremka (okrągła 20 cm). Drugie podejście (czerwone porzeczki i jabłko) upiekłam w foremce 28 cm (nieco głębszej tartownicy), i taką średnicę (lub pochodną prostokątną) polecam.
Może ktoś się spytać: Czemu po prostu omletu nie usmażyć? Pewnie, że można, ale ten z piekarnika robi się sam… Przepis za Sto kolorów kuchni, ale u mnie dodatek cukru i mniej oleju.
Składniki (dla 2-3 osób):
- 500ml mleka
- 2 jaja
- 160g mąki
- 30ml (2 łyżki) oleju
- opcjonalnie: szczypta mielonej wanilii
- 2 łyżki drobnego cukru + łyżka do posypki
- owoce sezonowe (garść)
Wszystkie składniki roztrzepać na gładką, płynną masę, przełożyć do foremki (ok. 28 cm, patrz uwagi wyżej) wyłożonej papierem do pieczenia, na wierzchu wysypać owoce, posypać łyżką cukru. Piec ok. 25-30 minut, do zezłocenia wierzchu – spód może być wciąż miękki, ale nie powinien być surowy czy wyrażnie płynny; omlet może się mocno napuszyć w piekarniku i opaść podczas krojenia.