O moim ulubionym cieście na pizzę pisałam wcześniej. Tym razem, korzystając z tego samego przepisu, zrobiliśmy 4 calzone. Te "pierożki" są zazwyczaj nadziewane szpinakiem i/lub pieczarkami; u nas był gęsty sos warzywny z duszonej cukinii i bakłażana, z dodatkiem pomidorów i ziół.
Cukinię, bakłażana i ew. paprykę poddusić na zeszklonej cebuli, dodać 1-2 dojrzałe pomidory bez skóry lub odpowiednią ilość odcedzonych pomidorów z puszki, doprawić do smaku ziołami itd. Można zrobić coś jak ratatouille, tylko nie dodawać płynu, albo tylko tyle, by warzywa się nie przypalały, a dusiły. Ciasto pizzowe podzielić na 4 części, każdą rozwałkować na owal, na 1/2 owalu nałożyć nadzienie, zakryć drugą połową ciastą i skleić jak pierożek, po czym zawinąć brzeg w coś jak rant, zaciskając, by jak najmniej sosu wyciekło. Nasze brzegi były zdecydowanie zgrabniejsze przy ostatnich pierożkach; jak to wyglądało na surowo, widać poniżej.
Piec calzone ok. 20 minut w 240/250 st.; nie trzeba ich zostawiać do ponownego napuszenia, można piec od razu po uformowaniu. Można opędzlować jajem lub żółtkiem, ale nie jest to konieczne. Trzeba się liczyć z tym, że trochę sosu wycieknie (ale jeśli farsz będzie gęsty i dobrze zaciśniemy brzegi, straty będą minimalne). Bardzo smaczne na ciepło oraz następnego dnia na zimno, zamiast kanapki.