Pojawiły się prośby o nowe zdjęcia Bici: oto nasza dzielna kotka-podróżniczka korzysta z udogodnień austriackiego apartamentu, tzn. grzeje się na kaloryferze i wygląda przez okno (w W-wie grzejniki są węższe i bliżej parapetu – kot bez pomocy się nie wciśnie, a i to z trudem).
Do tej pory Bica podróżowała wyłącznie na trasie Mazury-W-wa, za to regularnie i co najmniej 4 razy do roku, zachowując się od dobrze (małe problemy z potrzebami fizjologicznymi i dalej spanie całą drogę) po bardzo dobrze (spanie całą drogę). Jak wspomniałam gdzieś w komentarzach, kot zniósł 13-godzinną podróż w Alpy świetnie – Bica siedziała grzecznie w transporterze niespecjalnie chcąc go opuszczać, nie płakała, nie chciała korzystać z kuwety (mimo dwukrotnego w niej umieszczenia), raz się ożywiła na tyle, by bez lęku rozejrzeć się trochę po samochodzie (oczywiście na postoju) i zjeść trochę tuńczyka. Tylko pod koniec podróży, już przy wjeździe do doliny Gastein, w kratce transportera pojawiła się wyciągnięta łapka – co spowodowało głośne zapewnienia Pani, że już za chwilę, już zaraz, i że wszyscy już są zmęczeni. Wzorowe zachowanie podczas transportu kot odbił sobie w nocy, zawodząc pod drzwiami sypialni conajmniej kilka razy. Potem nastąpiła aklimatyzacja, widoczna także na zdjęciu.
Jeśli chodzi o koty miejscowe, parę lat temu regularnie chodziłam do tutejszej drogerii Bipa oglądać ogromnego puszystego kota-rezydenta, zazwyczaj wyciągniętego na półce lub w plastikowych koszach z produktami promocyjnymi. Niestety, w pewnym momencie znikł ;/ W tym roku, jak na razie, najwięcej atrakcji dostarczyła wizyta w ośrodku Graukogel (moim ulubionym, i najbardziej kameralnym), gdzie na taras baru zawitał ten oto pan:
a niedługo później pojawiła się jego koleżanka, szara tygryska (niestety nie uwieczniona, bo a/szybko się ruszała, b/aparat (=M z aparatem) sobie poszedł). Z innej fauny w tym samym miejscu widzieliśmy królika (kicał, a następnie spał, także za barem) oraz… jelonka (na zamkniętym fragmencie trasy, tuż nad ww. barem). To niektóre zalety retro-ośrodka, w odróżnieniu od nowoczesnego ski-centrum (od których bynajmniej także nie stronię, o czym może jednak przy innej okazji).