Bardzo długo moje wyobrażenia o romantycznej kolacji wyglądały tak, jak tu:
Obrus w kratkę, muzyka na żywo, makaron z klopsikami jedzony z jednego… no, może niekoniecznie z jednego talerza ;). Od czasów dzieciństwa trochę zwiększyły mi się wymagania, ale do „włoskiej” kratki wciąż mam słabość, i taki makaron też lubię. Sos przyrządzam wg własnego widzimisię, zaś same klopsiki robię wg przepisu z Nigella gryzie – zawsze wychodzą. W oryginale są z mieszanki wołowiny i wieprzowiny, ja robię najczęściej tylko z tego pierwszego. Dodatek parmezanu jest istotny i radzę z niego nie rezygnować. Makaron: jak dla mnie, musi być spaghetti. Poniżej opcja tak, jak ostatnio, tj. na porcję dwuosobową, ale naturalnie wszystko można przemnożyć na większą ilość.
Składniki:
- ok. 250g mielonej wołowiny
- 1 mały ząbek czosnku, rozdrobniony
- 1/2 roztrzepanego jaja
- 1/2 łyżeczki suszonego oregano
- 1 łyżka startego parmezanu
- 1-1,5 łyżki bułki tartej (lub dowolnych otrąb*)
- sól (ok. 1/2 łyżeczki), pieprz (świeżo mielony, sporo)
* W ramach powtarzającego się kryzysu (brak bułki tartej lub surowca na ww.) odkryłam, że otręby całkiem dobrze ją zastępują.
Wszystkie składniki dokładnie wymieszać na gładką masę. Formować kulki wielkości orzecha włoskiego (z powyższych proporcji powinno wyjść ok. 16); po uformowaniu schłodzić przynajmniej 30 minut w lodówce.
Klopsiki delikatnie wrzucać do gotowego, lekko tylko odparowanego sosu pomidorowego; gotować pod częściowym przykryciem i na średnim ogniu ok. 20 minut. Uwaga, nie mieszać, dopóki mięso nie zmieni barwy na brązową (klopsiki mogą się rozpaść). Podawać z długim makaronem (wg mnie, jak pisałam powyżej, spaghetti jest najbardziej stosowne, ale to może być zgubny wpływ Disneya…), opcjonalnie można posypać dodatkowym parmezanem.
A co zrobicie z ostatnim klopsikiem na talerzu, to już Wasza sprawa ;).