Wczasy na kempingu w Bułgarii, rok 1989. Luźne wspomnienia, co przychodzi do głowy: tylne siedzenie malucha, którym trzy (czy więcej?) doby jechaliśmy na miejsce; muszle z plaży, których przywiozłam cały worek i potem wręczyłam pani od geografii na dekorację sali; rosyjskie dzieci z domku obok, które wczasowały z dziadkami, i m.in. musiały uprawiać siestę oraz uczyć się matematyki (!), gdy ja z koleżanką biegałam po ośrodku; ta sama koleżanka, która już liznęła rosyjskiego, tłumaczyła potem ciekawskim dziadkom, że „my prijechali na maszynie”. Większość pozostałych wspomnień jest spożywcza: naleśniki z budki po drodze na plażę, zjadane nałogowo między wczesnym obiadem a kolacją; lody z najbliższego miasteczka; kopce dojrzałych brzoskwiń i arbuzów, leżące na stołówce lub roznoszone po domkach, a które błyskawicznie robiły się przejrzałe; drożdżowe pieczywo z kruszonką (a la babka), które dziś bym pewnie wsuwała chętnie, a wtedy jednak słodszy od chałki zamiennik chleba budził pewien opór… oraz cevapcici z plastikowej miski, podawanej z rąk do rąk wokół stołu podczas obiadu.
Wydaje mi się, że stykałam się potem z tymi kiełbaskami przelotnie podczas np. studenckich wyjść do słynnego w W-we Bułgara (kto był, ten wie), ale Turcję już kojarzę bardziej z (większą) koftą; tą ostatnią w jakiejś postaci tu pokazywałam (jeśli baranie klopsy się liczą), ale cevapcici sama nie robiłam. Ponieważ jednak niedawno napatoczyłam się na przepis w e-gazetce Borough Market, pomyślałam, że to jak raz przepis na sezon grillowy. Zależało mi przy tym na odczarowaniu smaku niesłonego mięsa, które dla mnie charakteryzuje mielone na Bałkanach i Bliskim Wschodzie. Rozumiem to, szanuję, i przy pewnej ilości wyrazistych dodatków (polecam wspomnienia z Iranu) to nie przeszkadza, ale jednocześnie uważam, że nawet szczypta soli czyni różnicę na plus* ;). Swoje kiełbaski zrobiłam w ilości na dwie osoby, tylko z mięsa jagnięcego. Soda podobno zmiękcza mięso, gdyby ktoś pytał.
Składniki (dla 2 osób):
- 400g mielonej jagnięciny (np. z karczku)
- 16g surowego białka (ok. ½ dużego)
- ½ łyżeczki sody
- 2 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
- ¾ łyżeczki ostrej papryki/chili
- pół dużej cebuli, pokrojonej jak najdrobniej
- hojna szczypta soli
Wszystkie składniki dobrze wymieszać (najlepiej wyrobić krótko dłonią). Formować kiełbaski do ok. 8cm długości (u mnie część musiała być krótsza ze względu na miejsce, patrz zdjęcie), zwracając uwagę na równą grubość. Ułożyć je od razu np. na tacce do grilla lub, jak u mnie, w zamykanym na klamrę ruszcie do grillowania, i schłodzić kilka godzin. Piec na rozgrzanym grillu (u mnie na 2 poziomie nad żarem) po do 6 minut z każdej strony (stąd ruszt ma sens, obraca się jednym ruchem). Można je również usmażyć lub upiec w piekarniku w 200 st. C.
Z czym to jeść? U nas była surówka z pomidorów i ogórka (uważni dojrzą też kwiaty szczypiorku), pity z tego przepisu oraz sos ziołowy (tym razem głównie z rukwi, czyt. klęska urodzaju ;).
Przy okazji – tylko z ½ ciasta upiekłam pity, resztę przechowałam w chłodzie do kolejnego dnia i zrobiłam z niej dwie focaccie z oliwą, rozmarynem i grubą solą, pieczone do zrumienienia na kamieniu (nagrzanym do 300 st., po włożeniu pieczywa temp. obniżona do 250 grzanie dolne).
* To samo z chlebem, i dlatego chleb toskański pozostanie dla mnie nieporozumieniem (nie tylko z powodu braku soli zresztą ;).