Nie pamiętam, kim była babcia Boyd, a How to be a domestic goddess jest w W-wie (w przeciwieństwie do mnie ;). Tak czy inaczej, prościutki przepis Nigelli, a jak rozumiem – oryginalnie tajemniczej babci Boyd, na przepyszne czekoladowe ciasteczka.
Składniki: 300 gr mąki ze spulchniaczami lub zwykłej + 1 łyżeczka sody + 1 łyżeczka proszku do pieczenia (uwaga: Halberek tu zredukowała do po 1/2 łyżeczki i była zadowolona, ja nie redukowałam); 250 gr miękkiego masła, 30 gr kakao (jak najlepsze ciemne, nieodmiennie polecam Mokate), 125 gr drobnego cukru
Mąkę łączymy z kakao (i proszkiem i sodą), odstawiamy na chwilę, żeby przeszedł ją kakaowy aromat. Miksujemy razem masło z cukrem, dodajemy mąkę z kakao. Miksujemy cierpliwie aż składniki się połączą – wbrew pozorom żaden płyn nie jest potrzebny. Z ciasta lepimy kulki wielkości orzecha włoskiego, spłaszczamy, przygniatamy lekko widelcem by utrworzyły się rowki (opcja). Układamy na blasze zachowując odstępy, bo ciastka rosną. Pieczemy 5 minut w temp. 170 stopni, następnie przykręcamy piekarnik do 150 stopni i pieczemy jeszcze ok. 10. Ciasteczka powinny być spójne od góry, jednak nie twarde. Po ostygnięciu delikatnie zdejmujemy z blachy i studzimy na kratce.
Nigella polecała jedzenie ciasteczek z lodami, i nawet specjalnie kupiłam, jednak goście byli zainteresowani tylko ciasteczkami… Co ciekawe, twierdzili, że wyczuwają w smaku kawę lub orzechy, których w składzie nie ma; prawdą jest, że czekoladowy drobiazg jest dość wytrawny – bardziej ciasteczka dla dorosłych. I dorosłym bardzo smakowały 🙂
Przepis w ramach akcji widocznej na lewo.