W zależności, jak na to spojrzymy, mamy jedno dużo ciasto brownie (lp.), albo dużo małych brownies (lm.). Jedno brownie już tu prezentowałam. W przypadku dzisiejszego przepisu mamy parę małych brownies lub jedno małe ciasto, bo to brownie w wersji mini: w oryginale przepis dla dzieci, z małej ilości składników, i daje niezbyt duży produkt końcowy. Nic straconego: można zrobić z podwójnej porcji 🙂 Z pojedynczych ilości wychodzi 6 średnich – 8 małych kawałków ciasta. Przepis oryginalnie znaleziony u Dorotuś, ale ja pokombinowałam – przede wszystkim z czekoladą.
Składniki: 110g masła, 110g dobrej, gorzkiej czekolady o wysokiej zawartości kakao (użyłam Lindt 85%), 150g cukru, 2 jaja, 110g mąki, 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia, szczypta soli, po 50g: kokosa prasowanego, posiekanego* (ew. wiórek kokosowych) i rodzynek (nie trzeba moczyć),
Stapiamy masło i czekoladę na małym ogniu, odstawiamy do lekkiego wystudzenia. Dodajemy pozostałe składniki, mieszamy na gładką masę; jeśli użyjemy cukru zwykłego, nie drobnego, warto wcześniej go rozetrzeć z jajami, i dopiero potem dodać do reszty masy. Na końcu wmieszać bakalie.
*Kokos prasowany może, jeśli masa będzie wciąż trochę ciepła (jak u mnie), się roztopić i tym samym zagęścić masę. Nie należy się tym przejmować, jeśli jednak całość zacznie się warzyć, należy dodać 1-2 łyżki wrzątku i energicznie mieszać/ucierać – powinno pomóc.
Przełożyć masę czekoladową do niewielkiej foremki (u mnie ok. 20×20 cm) wyłożonej pergaminem/wysmarowanej + wysypanej. Piec w 170 st. 20 minut (dla uzyskania brownie dość płynnego) – 25 minut (dla wersji bardziej stałej), lub, by uzyskać ciasto minimalnie tylko mokre, 25 minut + 5 minut w wyłączonym piekarniku.
Czy zdziwiły Was wskazówki dotyczące ciasta mokrego/suchego? W naszym stadle małżeńskim tylko ja lubię mokre brownie, M zdecydowanie woli bardziej suche ciasta. Z różnych przyczyn nie byłoby dobrze, gdyby dostała mi się cała blaszka, nawet mini :)), więc muszę pójść na pewne kompromisy. Wy zrobicie, jak chcecie, ale zapewniam, że wersja „prawie sucha” jest także warta skosztowania… Już jej nie ma 😉