Nie znam łatwiejszych ciasteczek. Nie dość, że banalne, to jeszcze świetny patent na zużycie białek. W tym wariancie wychodzą przyjemnie miękkie i lekko ciągnące w środku, bo pieczone są krótko, a w dość wysokiej temperaturze. Przepis z Feast Nigelli Lawson, klimaty bliskowschodnie.
Makaroniki-ciągutki (Chewy macaroons): Mieszamy 2 szklanki mielonych migdałów z 1 szklanką cukru drobnego. Dodajemy dwa białka z dużych jaj i 1/4 łyżeczki kardamonu, ucieramy całość na pastę. Do miseczki nalewamy ok. 2 łyżek wody różanej, nurzamy w niej palce i tak uperfumowanymi rękoma formujemy niewielkie kulki. Pewnie można to ominąć i dodać kroplę np. esencji pomarańczowej lub migdałowej do ciasteczek, ale, choć nie kocham wody różanej, to maczanie palców w pachnącej wodzie jest całkiem przyjemne; czułam się przez chwilę jak w haremie :). Nigelli miało wyjść ciasteczek bodajże 25, moje kulki, jak zazwyczaj, wyszły chyba większe i makaroników było 16. W środek każdego ciasteczka wciskamy migdał bez skórki. Układamy z odstępami na blasze – rosną. Pieczemy ok. 10-12 min w 200 st. grzanie góra+dół/190 st. termoobieg, aż brzegi się lekko zezłocą (nie należy za bardzo przypiekać).
A inne wariantów makaroników kształtują się tak:
Metoda tradycyjna, Nigelli z How to eat:
Metoda wyjściowa: 1,5 szkl. mielonych migdałów łączymy z 1 szkl. drobnego cukru. Dodajemy 2 białka, mieszamy. Dodajemy 2 łyżki mąki i łyżeczkę esencji migdałowej. Mieszamy, formujemy ciasteczka, dekorujemy środek każdego migdałem. Pieczemy 20 min. w 170 stopniach.
Moja kombinacja – makaroniki kakaowe: parę łyżek z tej 1,5 szkl. migdałów zastąpić kakao (nawet ok. 5 łyżek, jeśli kakao nie jest b. ciemne – więc migdałów ponad szklanka i do 1,5 szkl. dopełniamy kakao. Esencję migdałową można zastąpić pomarańczową. Przyjemne wychodzą też makaroniki z mąki arachidowej – tylko zawsze nieco bardziej płynne, trzeba wyciskać tutką lub nakładać łyżeczką.