Chyba u mnie chwilowo nie pada, ale to z pewnością tymczasowe.
Pamiętacie Deszczową piosenkę? Obejrzyjcie i posłuchajcie, to Wam się humor poprawi ;). Na weekend jak znalazł:
Parę lat temu zmieniło mi się podejście do deszczu. Może nie tańczę i nie śpiewam w ulewie, ale nie przeszkadza mi, gdy pada. No, może poza pewnymi sytuacjami. Od wczoraj myślałam o różnych deszczach, w których mniej lub bardziej, mokłam, i odkryłam, że jest trochę dokumentacji zdjęciowej.
A więc, deszcz rzymski…
I rzymskie koty kryjące się przed ulewą:
Skoro o kotach mowa, oto mokra Bica po mazurskim deszczu:
I nasze mokre sosny:
Z innej strony świata: monsunowe Indie.
W taką pogodę lubię wypić kubek mocnej, czarnej herbaty z odrobiną mleka, najchętniej przy oknie, wyglądając na deszczowe ulice.
Miłego (mokrego?) weekendu!
PS. Zanim pomyślicie, że się znęcam lub pomieszało mi się w głowie, informuję, że właśnie skończyłam (tymczasowo) pracę nad dużym projektem i muszę trochę odreagować 🙂 A poza tym deszcz naprawdę nie jest zły!