Austriacki styl w dekorowaniu wnętrz i architekturze mnie fascynuje. Jest często tzw. gemütlich i zazwyczaj wówczas folklorystyczny, nierzadko kiczowaty, przeładowany, barokowy (dosłownie i w przenośni), majestatyczny… Inne jest oblicze Austrii wielkomiejskiej, inne bardziej prowincjonalnej. To, co zwraca moją uwagę w miastach takich jak Salzburg czy Wiedeń, czy też nawet Bad Gastein, jest pewien spłowiały splendor; trochę jak wyblakła uroda dawnej kurtyzany wciąż strojącej się w róże i pudrującej twarz, mimo, że lata świetności ma za sobą.
To na czym skupiłam się podczas ostatnich zabaw aparatem fotograficznym, to bibeloty i dekoracje wnętrz, które w zamierzeniu – jak sądzę – mają upiększać wnętrza. W Salzburgu jest wiele straganów i sklepów mieniących się od wielokolorowych stroików, obrazków, zabawek, bukietów i maskotek, na które zawsze znajdzie się miejsce – na półce, ścianie lub w innych miejscach (patrz zdjęcia). Wiele takich „uroczych drobiazgów” zostało umieszczonych w wynajmowanym przez nas apartamencie – a to mini wiklinowy koszyk zwisa z lampy, a to na ścianie w sypialni wisi stroik (lub 2) z makówek (hmm… sądzę, że niewinnie chodzi o dobry sen ;), pozłoty i wstążeczek. Obecnie tematem w są oczywiście, wiosna i Wielkanoc, choć bary i restauracje narciarskie mają wystrój stały-tematyczny. Poniżej mały wybór ilustracji poziomu -1 (okolice toalet) z baru „Hirschen-Huttn'” (Hirsch – jeleń) w ośrodku Angertal:
A tu trochę dzisiejszych klimatów wielkanocnych z Salzburga. Żyrandol z zajączkami wisiał w kawiarni vis a vis straganu, na którym można było zaopatrzyć się we wszelkie możliwe cuda, wielkanocne i nie, widoczne na kolejnych dwóch zdjęciach:
Może powinniście przemyśleć wystrój Waszych wnętrz :)? Ja mam chyba na razie bibelotowstręt. Jeśli jednak nie dekoracja domu, to może ciała? Sklepy z tradycyjnymi strojami austriackimi oferują szeroką gamę ubrań. Pań w podobnej odzieży, poza zatrudnionymi w restauracjach czy barach, nie widziałam, ale starsi panowie – owszem, zwłaszcza charakterystyczne zielone pelerynki i kapelusze się zdarzają. M, który codziennie rano chodzi po bułeczki do piekarni (a ja parzę kawę), ostatnio widział pana w pełnym ekwipunku, wymachującego gazetę i krzyczącego za małym białym pieskiem: „Sissi…!!!”. Ciekawe, co cesarzowa Elżbieta by na to powiedziała?
Tymczasem, żebyście wiedzieli, co Was omija – z wystawy salonu w Bad Hofgastein: