Bieszczady i Chata Magoda

Do trzech razy sztuka: to było trzecie podejście do Bieszczadów. Za pierwszym razem, 13 lat temu, był to mój drugi w życiu wyjazd w jakiekolwiek góry. (Pierwszym była wycieczka klasowa do Bukowiny Tatrzańskiej: zmuszanie uczniów do wspinaczki nie zachęca do górskich wycieczek). Ulewa nas zmoczyła na Żukowie, spaliśmy w przemakającym namiocie (z promocji w supermarkecie) a później musieliśmy szybciej wrócić do domu, gdyż rozchorowałam się na tajemniczy rozstrój żołądka – pełna trauma. Za drugim razem, rok później, było nieco lepiej, ale się mocno przeziębiłam (na miejsce do chorowania wybrałam Cisną). W kolejnym roku pojechaliśmy na wyjazd trekingowy do Rumunii, po którym powiedziałam, że nigdy więcej nie pójdę w góry ;). Jednak tylko krowa nie zmienia zdania, czas mija, człowiek ewoluuje, po drodze uczy się jeździć na nartach i co rok jeździ na stok, oswaja się z górami i bez oporu zgadza się pojechać, po latach, w Bieszczady. Dobrowolnie wchodzi na Połoninę Wetlińską i patrząc na krajobraz, pierwszy raz z pełnym przekonaniem mówi, że jest pięknie.

Bieszczady i Chata Magoda

Byliśmy w górach tylko 2 dni (plus jeden deszczowy wieczór), i porównując 2009 z latami 1996/97, wydaje mi się, że turystów na popularnych trasach z grubsza tyle samo, co kiedyś, ale za to znacznie gęściej jest w dolinie. Powstało bowiem znacznie więcej udogodnień, ośrodków i „gościńców” dla przyjezdnych. Jeśli się jednak postarać i ominąć najpopularniejsze szlaki, można znaleźć miejsca, by wędrować kilka h, spotykając jedynie leśnika, i nawet można po spacerze się ochłodzić kąpielą… Nie powiem, gdzie to, ale miejsce jest na jednej w powyższych fotek.

Bieszczady i Chata Magoda

Naszą bazą noclegowo-wypadową była Chata Magoda, o której się dowiedziałam, wędrując po blogach. Miejsce gorąco polecam (i pozdrawiam właścicielkę Chaty, Jagodę, jeśli to czyta :). Położone w Lutowiskach, przy szlaku na Otryt, trochę na uboczu miejscowości, więc hałasu nie ma, starannie urządzone (widziałam w sieni statuetkę-nagrodę Czterech Kątów: należała się) i przytulne. Tak się złożyło, że mieszkaliśmy w pokoju „pod kotami”, w którym wszystkie ozdoby i bibeloty zawierały motyw mojego ulubionego zwierzęcia (poniżej mała próbka).

Bieszczady i Chata Magoda

Inną zaletą Chaty są domowe posiłki – śniadania z kozim serkiem i domowymi dżemami (np. z… cukinii), oraz obiady z gorącymi zupami (dyniowa!) i innymi smakołykami (cannelloni ze szpinakiem ;).

Między jednym a drugim posiłkiem była ponad 9-godzinna przerwa, więc raz zrobiliśmy sobie lunch górski (góralski?) w wersji fusion.

Bieszczady i Chata Magoda

Rzecz się działa na dużym tarasie z widokiem na góry (podejrzewam, że to ulubiona miejscówka większości gości Jagody), a składnikami posiłku były sery: huculski i owczy, kupione koło Wetliny oraz grahamka i hiszpańskie czerwone wino ze sklepu w tejże miejscowości. Słońce świeciło, i miło było po prostu usiąść z winem, by popatrzeć na góry…

Bieszczady i Chata Magoda