Batony owsiane to dla mnie nie pierwszyzna. Robiłam je już kilkakrotnie (znajdziecie na blogu np. takie z zakwasem), ale nigdy w wariancie bez pieczenia. Takie surowe batony zobaczyłam przypadkiem u Nordic Kitchen Stories w filmiku na Instagramie i na tyle mnie zaintrygowały, że kilkakrotnie puściłam sobie nagranie, by zapamiętać przepis i wykonać, bo szczęśliwie miałam wszystkie składniki w domu. No – wszystkie uwzględniając zamiennik np. chia, której nie jadam (użyłam pestek słonecznika, sezam to również dobry wybór), a płatki owsiane zmieszałam celowo z żytnimi. Zasadniczo sporo można zastosować tu zamienników zgodnie z tym, co akurat mamy pod ręką (co jest przydatne, gdy wciąż ograniczamy wizyty w sklepie).
Gdy porównałam jednak filmik oraz moje działania kuchenne z blogową wersją przepisu Louise, widzę, że przyjęłam inną metodę z miodem/masłem – ale jeśli miód jest płynny, nie widzę sensu jego podgrzewania, z masłem orzechowym poddanym działaniu ciepła mam zaś doświadczenia mieszane. Zmiksowanie natomiast masła, miodu i daktyli bardzo polecam, znacznie bardziej efektywne niż mieszanie akurat tych składników ręczne.
Składniki:
- 180g daktyli, najlepiej miękkich i/lub medjool
- 150g płatków owsianych grubych (można dać do 1/3 płatków żytnich/pszennych – u mnie ok. 25g)
- 130g orzechów (połówki włoskich, migdały itd.)
- 30g kokosa w płatkach/wiórków kokosowych
- 30g pestek słonecznika lub np. sezamu
- 80g dowolnego masła orzechowego bez dodatków
- 90g płynnego miodu lub syropu np. klonowego
- szczypta soli
- 75g suszonych owoców (np. rodzynki i żurawina, ale również posiekane figi, morele czy suszone śliwki)
- opcjonalnie: do ¼ łyżeczki np. przyprawy do piernika/cynamonu
Płatki, orzechy, pestki i kokosa rozłożyć równomiernie na blaszce i włożyć do piekarnika w 130 st. (termoobieg) na ok. 15 minut, lub tyle ile zajmie wam zgromadzenie pozostałych składników, posiekanie itd. Daktyle namoczyć w gorącej wodzie (chyba, że są naprawdę bardzo, bardzo miękkie) do 20 minut, odcedzić i wydrylować (podobnie namoczyć ew. suche suszone owoce, jeśli chcecie ich użyć). Zmiksować masło z miodem i solą, dodać daktyle i ponownie zmiksować na pastę (można również postąpić na odwrót, najpierw zmiksować daktyle solo lub z masłem, potem dodać miód itd.). Posiekać suszone owoce, jeśli tego wymagają, wymieszać dokładnie w dużej misce ze zmiksowaną pastą i zawartością blaszki. Całość przełożyć do foremki 20x20cm (lub podobnej) wyłożonej pergaminem i dokładnie wyrównać. Schłodzić w lodówce przez noc lub co najmniej 8h. Pokroić ostrym nożem (najlepiej z piłką) na kwadraty lub prostokąty, przełożyć do pojemnika i przechowywać w chłodzie (lodówka lub przynajmniej zimna spiżarnia).
Batony są, jak dla mnie, całkiem słodkie, i choć w zamierzeniu mają stanowić uzupełnienie śniadania/szybką przekąskę między posiłkami, dla osób nie będących wielkimi łasuchami, za to wyjadających granolę na sucho, mogą również załatwić kwestię słodyczy. Liczyłam na to, że M się z nich ucieszy w dniach, gdy jeździ więcej rowerem, ale niestety nie zareagował entuzjastycznie ;), sama jednak już zjadłam prawie wszystkie (choć kolejny raz, wiedząc, że będą tylko dla mnie, przygotuję z ½ składników). Wśród zarzutów męża było niechętne „na pewno są bardzo zdrowe”, na co odparłam z przekąsem „tak, w ogóle nie ma cukrów ani tłuszczu”. Owszem, cukru rafinowanego w przepisie nie ma, ale ten znajdujący się miodzie i owocach już owszem obecny – więc nie jest to rzecz dla osób, które muszą z różnych powodów unikać zwłaszcza fruktozy (sarkanie jest przejawem mojej wieloletniej złości na oznaczenia „bez cukru”, które często przekładają się na syrop z agawy itd. w składzie). Więc, innymi słowy, z dystansem podeszłabym do tego, jak bardzo te batony są zdrowe. W moim odczuciu do karmy dla gryzoni im daleko, więc ze spokojnym sumieniem je wam polecam.