Ostrygi, opcja domowa

Sylwester był, minął, przed nami karnawał. Od wielu lat Nowy Rok świętuję na kanapie, zazwyczaj oglądając przynajmniej jeden film, a jemy najczęściej bliny. W tym roku jednak specjalnie pojechaliśmy do najbliższego miasta wojewódzkiego 😉 po jakieś owoce morza, przy czym po cichu liczyłam na ostrygi. Udało się, i w ten sposób po raz trzeci zjedliśmy je w domu.

Ostrygi, opcja domowa

Pierwszy raz było wyjątkowo dekadencki – trwał nasz Wielki i Straszny Remont roku 2014, ale była piękna wiosenna pogoda, robotnicy chyba oddalili się na weekend (ew. skończyli dniówkę), M otworzył muszle za pomocą śrubokrętu (co nie jest takie zupełnie szalone, jak się wydaje, jeśli spojrzycie na kształt noża do ostryg) i jedliśmy je na schodach przed domem, bo ogród wówczas przypominał klepisko ;). Zjedliśmy je jednak wtedy w kilka h po zakupie, i nigdy nie musiałam mięczaków ponad dobę przechować, jak teraz przed Sylwestrem. W związku z tym poczytałam trochę na temat, i chętnie podzielę się doświadczeniami, bo podejrzewam, że wiele osób połączenie ostrygi + dom może przerażać.

Ostrygi, opcja domowa

* Podobnie jak z małżami, ostrygi kupujemy zamknięte. Otwarte nie nadają się do jedzenia. Ich liczba zależy od możliwości jedzących; osobiście uważam, że jeśli ma to być clou wieczoru, to co najmniej 12 na osobę.

* Po zakupie umieszczamy je w lodówce, w np. misce/głębokiej salaterce, ułożone wypukłą stroną do dołu, i nakrywamy dokładnie wilgotną ściereczką, co ma zapobiec ich otwarciu. U mnie tak siedziały ok. 28-29h.

* Przed jedzeniem sprawdzamy, czy nic się nie otworzyło ;).

* Co do otwierania: proponuję obejrzeć filmik instruktażowy, np. ten wydaje mi się dość sensowny. Noże do ostryg nie kosztują dużo (albo inaczej – rozrzut cenowy jest dość duży, ale w niskiej cenie też są ;), ale można użyć także niezbyt ostrego nożyka do jarzyn lub niewielkiego śrubokrętu. Praktyka czyni mistrza, pewnie pierwsze parę sztuk nie będzie idealnie otwarte (czyt. skorupy mogą się lekko ukruszyć na brzegach), ale potem powinno być lepiej. Aha, u nas otwiera M – mniejsze ryzyko wizyty na oddziale ratunkowym (choć przeważnie też używa rękawiczek), ale może jak dorobimy się prawdziwego noża, to też kiedyś spróbuję.

* Otwarte muszle (OCZYWIŚCIE Z PŁYNEM!), z odciętym mięśniem (patrz: filmik jw.) umieszczamy na talerzach (bywają takie specjalne, z wgłębieniami, tylko trzeba wtedy trafić w rozmiar ;). Można na lodzie, tzn. taki jest zwyczaj, ale jeśli od razu się je zje, nie wiem, czy jest konieczność.

* Dodatki: M uważa, że nic, ostatecznie cytryna. Ja po paru bez niczego lubię odrobinę cytryny, a potem mignonette, i na Sylwestra zrobiłam swój. Nie zobaczycie go jednak na zdjęciu, bo z dwóch zrobionych jedno było nieostre, a o drugim lepiej zapomnieć ;). Przy okazji odkryłam a) patent na zamiennik szalotek – posiekana, sparzona wrzątkiem cebula nadaje się tu całkiem ok, b) sos się świetnie nadaje do maczania chleba, którym zagryzacie ostrygi.

Składniki:

  • 50ml octu z czerwonego wina (lub porzeczkowego)
  • 2 pełne łyżki bardzo drobno posiekanych szalotek lub cebuli sparzonej wrzątkiem
  • szczypta soli i świeżo mielony pieprz

Wymieszać wszystkie składniki, odstawić na 1-5h w temperaturze pokojowej, lub dłużej w lodówce.

Jako ciekawostka: choć uważam, że tabasco to nieporozumienie, podczas niedawnego ostrygowania w Barze Wieczornym jako dodatek pojawił się sos z kolendry z dodatkiem świeżego chilli. Mąż nawet nie dotknął palcem miski, ale pozostałe osoby, w tym ja, jadły go całkiem ochoczo (ku własnemu zaskoczeniu – jak widać, czasem nie warto się uprzedzać).

* Co do pieczywa: moim zdaniem pasuje każde, może razowe minimalnie bardziej, ale to moje własne odczucie. Bąbelki wytrawne, i nie musi być szampan, tylko dobre wino musujące.

I tak oto macie wykwintną a prostą kolację na różne świąteczne okazje ;).

Ostrygi, opcja domowa

PS. W temacie tej wykwintności, warto dodać, że ostrygi nie zawsze/nie wszędzie były potrawą ‘luks’ – w XIX w. Anglii jadała je biedota, o czym wspomina np. Regula, cytując m.in. Klub Pickwicka Dickensa (fragment, gdy bohaterowie jadą przez East End). Z innych inspiracji literackich polecam pierwszy rozdział Muskając aksamit Sary Waters – książkę otwierają opisy „ostrygowego zagłębia”, tj. Whitstable pod koniec XIX w.. Główna bohaterka pochodzi z rodziny prowadzącej karczmę, i do pewnego wieku pracuje z nimi, m.in. przygotowując ostrygi do podania. O „knajpach, gdzie pod nogą skorupy ostryg, trociny” („sawdust restaurants with oyster shells”) pisał też T. S. Eliot w moim ulubionym wierszu wszech czasów, Pieśni Miłosnej Alfreda Prufrocka (The Love Song of J. Alfred Prufrock). Gdyby ktoś się zastanawiał, trociny na podłodze nie były oznaką eleganckiego przybytku ;).