Halo, halo, jest tu kto? Mam nadzieję, że Święta minęły Wam dobrze i spokojnie. Być może teraz, podobnie jak ja, co i rusz widzicie różne „podsumowania roku” – a to hity czytelnicze, a to wydarzenia na świecie, itd. Sprawiło to, że zaczęłam myśleć o swoich „top 2018” (kity i rozczarowania pominęłam, bo po co się przygnębiać). Nie wiem, czy sprawi Wam przyjemność lektura takiego recyklingu, ale czasem dobrze sobie uporządkować wspomnienia w głowie. Także te spożywcze. I kto wie, może to będzie początek nowej tradycji ;)?
Knajpa roku: Ponieważ był to „włoski rok” (cztery razy w Rzymie, dodatkowo Florencja/Toskania i wybrzeże Amalfi!), wybór jest prosty: Ai tre scalini. Byłam cztery razy, w tym raz z towarzystwem, za każdym razem było bdb, plus „metoda na bakłażana” dla M (o czym niżej) i inne inspiracje spożywcze (dorsz z ciecierzycą – którego muszę powtórzyć, może w jakimś świetle…) oraz winne (patrz niżej). Drugie miejsce zajmuje odkrycie pt. londyński Kiln.
Udane powroty: cieszę się z drugiej wizyty w St. John. Stołeczne nowości opisywałam parę miesięcy temu, ale w 2018 były także udane powtórki: już dawno przeze mnie opisywane Ale wino kolejne dwa (chyba 😉 razy się sprawdziło (śledzia/brandade w jakiejkolwiek postaci tam brać w ciemno), podobnie źródło ostryg, tj. Port Royal (Hala Koszyki). Same Koszyki jakoś nie wzbudzają we mnie większych emocji, ale ostrygi w Porcie, testowane rok temu w grudniu (co widać po zdjęciu) i potem drugi raz w kwietniu, są warte spróbowania. Ucieszyła mnie także wysoka (i wyższa, niż wcześniej) jakość ulubionych mięczaków podczas wieczoru tematycznego w Barze Wieczornym (który pozostaje ulubionym miejscem drinkowym).
Potrawa / art. spoż. roku: Nasuwają się dwie: panforte i sfogliatella, czyli dwie słodkie włoskie nowości. O tyle istotne, że panforte okazało się wyjątkowo proste do przyrządzenia w domu, a za sfogliatellą będę rozglądać się teraz równie ochoczo, co za cannoli. W kategorii „ze sklepu” dołączyłam do fanów twarogu ze Strzałkowa oraz odkryłam syrop śliwkowy, słodki, ale i lekko kwaśny zamiennik cukru/miodu – ma dla mnie coś wspólnego i z melasą z granatów, i z powidłami. Bdb do owsianki lub kaszy manny.
Napój roku: Dzięki Ai tre scalini wiem, żeby się rozglądać za amarone, gdy mam ochotę na ciężkie czerwone wino, oraz za franciacortą, gdy zachce mi się bąbelków 😉 (obydwa wina widać na pierwszym zdjęciu w poście!). Odkryłam także, że spritz nie musi oznaczać czegoś z aperolem, bo jest coś takiego jak Hugo. W temacie kaw coraz chętniej wybieram cortado niż flat white, bo coraz częściej nacinam się na ten ostatni format (czyt. dostaję coś, co postrzegam jako gabaryt latte/wiaderko ;).
Blogowy przepis roku: „Metoda na bakłażana”, albo caponata – znów dzięki Ai tre scalini. Poza tym pączki wytrawne z kapustą, jako wpływ austriacki. Z innych osiągnięć (jeszcze) nieutrwalonych na blogu, opracowałam wersję końcową (tj. więcej rekonstrukcji historycznej 😉 nie będzie) tortu orzechowego, z którym walczyłam kilka lat, a także być może odkryłam patent na muliste ryby. W Austrii przypadkiem kupiłam suma (bo ładnie wyglądał w dziale rybnym, a tym, że nazwa Waller nic mi nie mówiła, się nie przejęłam) i go ugotowałam na parze plus podałam do tego sos ziołowy. Jeśli powtórka się uda (+ zdjęcie), pojawi się na Coś niecoś.
I w sumie brakuje kategorii książki kulinarne, ale nie mam kandydatów. Przez cały rok nabyłam/dostałam tylko dwie (!) książki kucharskie, i choć obydwie są w porządku, z jednej nawet skorzystałam, nie są odkrywcze i nie wywarły na mnie wielkiego wrażenia.
Czego spodziewam się po 2019? Na polu domowym na razie mam tylko jeden plan: przetestować alternatywną metodę robienia bezy (na ciepło), która mnie b. zaintrygowała ;). Poza tym wiem, że znajdę się w przynajmniej dwóch miejscach w Polsce, gdzie wcześniej mnie nie było, i liczę na to, że będzie smacznie. Szykuje się także wyjazd zagraniczny do kraju, w którym nie byłam dobre kilkanaście lat, a wywarł na mnie kiedyś duże wrażenie, także kulinarne. Od tego czasu jednak zaczęłam regularnie gotować, gust itd. mi się trochę zmienił, więc konfrontacja z przeszłością może wyjść różnie. Wierzę jednak w to, że dobre jakościowo składniki obronią się same – oby tylko one były ;). Później może uda się także wypić Guinessa u źródła; nie zabraknie także strudli, knedli i spätzli… więc w sumie jest się na co cieszyć. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!