Wracamy do Austrii! Druga część przewodnika po gospodach znajduje się poniżej, a pierwsza (gdyby ktoś przegapił lub trafił z Google’a) znajduje się TU.
– Rockfeldalm to tegoroczne odkrycie. To ten typ gospody, jaki lubię najbardziej: czynny i tak, bo krowami trzeba się zająć; przed wejściem siedzi spokojnie starsza pani z robótką ręczną (!). Menu ustne: tak, jest otwarte, do picia to i to; do jedzenia może być talerz własnych produktów, czy chcemy ser, czy wędlinę, czy może pomieszane…? Skusiliśmy się na tą ostatnią propozycję plus mętny sok jabłkowy z wodą. W sam raz na wsparcie do dalszej wspinaczki na Schlossalm/Hirscharspitze. Dodatkowy bonus to, jak nam się wydawało, niższe ceny niż w bardziej komercyjnych miejscach.
– Na liście znajdują się gospody na Graukoglu, o których też pisałam wiele lat temu w kontekście zimowym; obie bardzo lubię (choć tą przy stacji środkowej bardziej), działają latem prężnie (choć chyba synchronicznie z wyciągami – warto sprawdzić godziny otwarcia), jednak rzadko w nich w tym sezonie bywam – wolę Grau w wersji narciarskiej. Z jakiegoś powodu (sprawdzone kolejny raz dzisiaj!) zazwyczaj jak się tam wybieramy na pieszą wycieczkę, to albo uciekamy przed burzą, albo się wyjątkowo męczymy, albo chodzimy w deszczu…
– Do Poserhöhe można dojść i z Bad Gastein, i schodząc z Gamskarkogel, i wdrapać się (stosunkowo szybko) z Kötschachtal. To właśnie tzw. „krasnoludki„. Byłam tam i w chłodny czerwcowy dzień, gdy z leżaków można było popatrzeć na śnieg, i w upalne wrześniowe popołudnie, gdy na ww. leżakach pokładały się opalone ciała. Poza specyficznym, nawet jak na Austrię, wystrojem i klasycznymi daniami typu Bretljause i ciasta owocowe, bywają dania na ciepło, aperitify z aperolem oraz buchty.
– Alpenhaus Prossau pokazywałam w 2011 – jak wyglądał pod śniegiem ;). Chwaliłam się też nabytą tam kiełbasą. I właśnie własne wędliny z dziczyzny to clou tego miejsca (poza tym, że lokalizacja jest dobra, jeśli ktoś się wybierze na lekki spacer lub przejażdżkę rowerem – na piechotę to ok. godzina w jedną stronę i prawie płasko – doliną Kötschach). Jeśli nie zdecydujecie się na posiłek w Prossau, zawsze można wracając zajrzeć do…
– Himmelwandhütte. Miejsce w którym byłam tylko raz, w tym roku, po wymagającej wycieczce do Reedsee. Jak to ujął M, „zawsze tu się kłębiło jak przechodziliśmy”. Może przyczyną jest bliskość „miasta”, a może urok domowego strudla. Po Topfenstrudel mit Erdbeeren (serowy z truskawkami – ciepły, ewidentnie domowy a pyszny) uznałam, że trzeba ich dodać na mapę. Maślanka była dodatkowym atutem ;).
Jako bonus – mój ulubiony widok z Kötschachtal:
– Böckfeldalm mieści się blisko Böcksteinu: wsi za Bad Gastein, po drodze do Sportgastein, jednego z naszych ulubionych miejsc na biegówki (tam pierwszy raz ich spróbowałam), a poza tym uroczej, dobrze zachowanej miejscowości. Latem, gdy jest ciepło, kojarzy mi się znowu z klimatami z Białej wstążki.
Do almu prowadzi dość strome podejście ścieżką leśną. Po godzinnej wspinaczce człowiek może nie jest głodny, ale spragniony – owszem. Stąd Böckfeldalm to dla mnie źródło, oczywiście, Hollerwasser i innych napojów, np. cydru (mostu); przewidując dalszą wędrówkę radzę wziąć wersję gespritz, tj. z wodą gazowaną, bo czysty jest i zwodniczy, i kwaśny ;). Na uwagę zwraca także obsługa (hoża, opalona blond amazonka z dużą ilością kolczyków ;).
– Schareckalm znajduje się na samym końcu doliny, w Sportgastein. Kolejne łatwo dostępne miejsce, jeśli ktoś już zapędzi się do parku narodowego: trzeba tylko wdrapać się kilka kroków na pagórek do malowniczego domku, który znów „gra” w filmiku promocyjnym.
Jedliśmy tam tylko domowe wypieki – m.in. gorący strudel, za którego świeżość pani nas aż przepraszała; dodatkowo zostałam kiedyś na chwilę „kurzą mamą”, albo kury okazały się wyjątkowo towarzyskie…
Wszystkie ww. miejsca oznaczyłam na mapie, którą dla świętego spokoju wklejam ponownie:
Ps. Poza widokami krajobrazowymi podczas wycieczek pieszych, warto wspomnieć o faunie, którą można spotkać podczas wędrówek, i nie są to to tylko krowy…
Mam nadzieję, że komuś przyda się ten skromny przegląd. Choć Polaków na szlaku wielu nie spotkałam, parę razy język ojczysty słyszałam, w tym nawet w zeszłym tygodniu ;).
ENGLISH PLEASE:
Welcome to part 2 of the Gastein inn guide! In case you missed it and/or landed here via Google, HERE is part 1.
– Rockfeldalm is this year’s discovery. It’s my favourite type of inn: one that has to be open to some extent, because somebody has to tend to the cows. At the entrance there’s an older woman with her knitting. There’s no written menu, but she’s willing to tell us: yes, they’re open, you can drink this or this; as for food, how about some homemade goods and would we prefer cheese or meat, or both perhaps…? Both, of course, plus two tankards of unfiltered apple juice mixed with water. Just what we needed to continue on our hike to Schlossalm/Hirscharspitze. Another benefit worth mentioning is the fact that the prices seemed lower than in more popular places.
– My list, as you might see on the map, includes Graukogel restaurants, which I’ve also mentioned on the blog (ages ago). I like both, possibly favouring the Mittelstation one more, but though they’re fairly popular in summer, I don’t visit them often in that season, since I prefer Graukogel as a skiing destination (for some reason, we’re often unlucky with the weather when we go hiking there – today’s trip has proven this one more time!).
– Poserhöhe can be reached from Bad Gastein, on the descent from Gamskarkogel, or (after a fairly short climb) from Kötschachtal. It’s the „Dwarf Inn” I mentioned before. I’ve visited both on a chilly June day, when you could see snow from your deckchair and on a hot September afternoon, when all those chairs were filled with sunbathing bodies. Apart from the specific (even by Austrian standards!) decor and classic mountain dishes (Bretljause or fruit Kuchen), the inn offers hot mains, aperol spritz and yeasted buns (Buchteln).
– Alpenhaus Prossau featured on the blog in 2011 – under the snow ;). I also mentioned the sausage we bought there. Generally game charcuterie is what makes the place special (apart from the fact that the location is convenient if you’ve been on a light hike or bike ride in the valley: Prossau is around an hour’s walk from the village of Kötschach on mostly flat terrain). If you’re in the area but don’t fancy stopping at this inn, there’s always…
– Himmelwandhütte. So far we’ve only been here once, this year, after a challenging hike to Reedsee. As M put it, „it always seemed so crowded when we went past”. He has a point; maybe it’s the not-so-faraway village centre, maybe it’s the homemade strudel? Their Topfenstrudel mit Erdbeeren (curd cheese and strawberries served warm, very homemade – in a good way – and delicious) made me edit my seemingly complete map. The buttermilk wasn’t bad either.
– Böckfeldalm is close to Böckstein, a village located right behind Bad Gastein, en route to Sportgastein. Böckstein is one of my favourite cross-country skiing spots (maybe because that’s where I first tried it) and a charming, well-preserved place. In summer, when it’s sunny and oh-so-quiet, it reminds me of the atmosphere in the movie The White Ribbon. The inn is reached by a fairly steep forest path. After an hour of climbing in the sun chances are you won’t be hungry, but thirsty: which is why Böckfeldalm has been for me a source of Hollerwasser (elderflower cordial & water) and other cold drinks, e.g. cider (most); if you plan to hike on towards e.g. Stubnerkogel, I’d suggest the spritzer version, as the undiluted drink is both fairly strong on a hot day and quite acidic ;). Take note also of the waitress – if she still works there, she’s hard to miss: very tall, tanned, blond and with numerous piercings ;).
– Schareckalm is located at the very end of Gasteinertal, in Sportgastein. Another easily accessed spot, if you’ve reached the national park: all you need to do is climb a small hillock to reach the house with green shutters (once again featured in a promotional clip – see the video above). I’ve only tried the homemade cakes, such as hot curd cheese strudel; the owner actually apologized it was „too fresh” when she brought it to the table. I also enjoyed a brief stint as a „chicken lady”, when the local hens became very friendly… (see pic above). They’re not the only animals you can see when hiking in the area – again, see the photos above for a small selection!
I hoped you’ve enjoyed this review! While most of the hikers I’ve met seemed to be Austrian or German, the area attracts also a fair number of English-speaking foreigners – who I hope might benefit from some of the tips. If you have your own favourites which I haven’t mentioned here, I’d love to hear about them – why not let me know in the comments?
Zapisz