Od jakiegoś czasu szukałam sprawdzonego przepisu na kotleciki rybne (po angielsku zwane fishcakes). Takie, do których można wracać systematycznie, zmieniając ew. dodatki. Pomysł wrócił, gdy stanęłam nad paczką dorsza, wyciągniętą z zamrażarki i coś mi się przypomniało: czy czegoś nie robiłam zimą? Groszek? Ryba? Ziemniaki? Historia wyszukiwania na komputerze na szczęście była pomocna ;). Przepis oryginalny zakładał użycie ryby wędzonej, obgotowanej krótko w mleku (by pozbyć się nadmiaru soli), osobiście jednak użyłabym maksymalnie 50% wędzonej, i to raczej chudej.
Kotleciki rybne (ok. 3 porcji):
- 450g ziemniaków (najlepiej mącznych, ale wiadomo, różnie bywa)
- łyżeczka miękkiego masła
- 350g filetów z dorsza, najlepiej tzw. polędwiczki, ew. inna biała ryba*; można także użyć 1:1 ryby świeżej i wędzonej
- 85g mrożonego groszku (rozmrożonego całkowicie lub częściowo, patrz niżej)
- sól/pieprz
- 2-3 fileciki anchois
- świeżo starty chrzan (ok. 1/2 łyżeczki)
- łyżeczka posiekanego koperku
- mąka do oprószenia
- olej do smażenia
Ziemniaki ugotować, przepuścić przez praskę, ubić na puree z masłem. Jeśli groszek nie jest całkiem rozmrożony, zalać wrzątkiem, odstawić na 1-2 minuty (lub tyle samo obgotować). Rybę zalać niewielką ilością wody, lekko posolić, gotować 10 minut na małym ogniu pod przykryciem; odcedzić, zmieszać z groszkiem i ziemniakami. Dodać drobno posiekane anchois, koperek i chrzan, całość dobrze wymieszać, sprawdzić doprawienie. Przestudzić, następnie formować średniej wielkości kotlety (powinno wyjść 8-9 sztuk), oprószyć mąką i smażyć partiami, do zrumienienia z obu stron.
Sos tatarski plus:
- 2 kopiaste łyżki majonezu,
- łyżeczka koperku,
- 2 kapary XXL lub łyżeczka zwykłych,
- 1/2 ogórka konserwowego (ew. 1 korniszon),
- 1/2 małej cebuli,
- 1/4-1/2 łyżeczki świeżo startego chrzanu (opcjonalnie)
- pieprz do smaku (jw.)
- sok z cytryny (do smaku)
Drobno posiekać koperek, kapary, ogórka i cebulę (np. nożem kolebkowym), wymieszać z majonezem, sokiem z cytryny, opcjonalnie chrzanem i pieprzem. Odstawić na ok. 10 minut, ponownie zamieszać, sprawdzić doprawienie.
Do kotlecików rybnych świetnie też pasuje sos kaparowy, który podpatrzyłam u Ani (a ona u Ottolenghiego) celem polania nim kalafiora, ale skończyło się tym, że podlałam także hojnie łososia, czyli główny składnik obiadu. Bo że kapary pasują do ryb, wiadomo od dawna (patrz wpis o retro sosie).
Sos kaparowy (bez gotowania):
- 2 łyżki kaparów (użyłam w rozmiarze XXL, ale b. miękkich),
- 1 łyżka musztardy (dowolnej, choć sugerowałabym nie b. ostrej)
- 2 ząbki czosnku
- 2 łyżki łagodnego octu (u mnie domowy jabłkowy)
- 120ml możliwie dobrej oliwy
- szczypta pieprzu (można pominąć)
- opcjonalnie: ok. ½ łyżeczki posiekanego koperku
Wszystkie składniki zmiksować na gładko (polecam mikser ręczny, tzw. żyrafę – zajmie to kilka sekund i zmywania mało ;), podawać od razu lub przechować w lodówce.
Innym klasycznym dodatkiem jest groszek (gdyby ktoś nie miał dość tego w kotlecikach). Polecam taki miętowy (na zdjęciu tegoroczna wersja, tj. posiłek na tarasie sprzed około miesiąca, gdy nagle a zwodniczo zrobiło się ciepło ;), oczywiście na razie z mrożonki… Choć na sezon już zacieram ręce, grządka wysiana!
* A w ogóle najlepiej z takim znakiem.