Krajanka cytrynowa

Krajanka cytrynowa jest jedną z najpyszniejszych rzeczy, jaką zjadłam w ostatnim czasie. Jest to „moja pierwsza krajanka”, tj. chomikowałam na Pinterest zdjęcia podobnych ciast kilka lat, aż trafiłam na takie, które wyjątkowo do mnie przemówiło, zwłaszcza, że był na stanie ekologiczny surowiec. W gruncie rzeczy to wariacja nt. zapieczonego kremu cytrynowego (lemon curd), ale z nietypowym dodatkiem, tj. oliwą… Która nie wiem, czy wiele zmienia w smaku lub konsystencji, choć wg autorki łamie zwykłą słodycz krajanki, „nadając jej bardziej wytrawnego charakteru”. No, może. Powiedzmy ;).

Oczywiście, komentarz o smaku mówię to z perspektywy osoby, która naprawdę lubi wszystko, co cytrynowe i/lub kwaśne – choć to ciasto jest, w moim odczuciu, całkiem konkretnie słodkie; z tego powodu zrezygnowałam z dodatkowej posypki z cukru pudru. Widziałam jednak też komentarz pod oryginałem, że to mało słodki wypiek… jak widać, wszystko kwestią gustu, pewnie znaczenie też ma amerykańskie źródło przepisu ;). Spróbowałam natomiast kawałka z drugą sugerowaną posypką, tj. solą, i mimo wszystko wolę bez (to nie drink na bazie tequili), stąd nie ma jej na liście składników. Wy oczywiście możecie poeksperymentować.

Miłośnicy landrynek, likieru limoncello (bo mam też takie skojarzenia) i, oczywiście, lemon curd powinni być zachwyceni.

Składniki:

Spód:

  • 155g mąki
  • 50g drobnego cukru
  • 25g cukru pudru
  • łyżeczka skórki startej z cytryny
  • ¼ łyżeczki drobnej soli morskiej
  • 142g zimnego masła, pokrojonego w kostkę

Krem:

  • 180ml soku z cytryny (u mnie z 7 cytryn)
  • ½ łyżki skórki startej z cytryny
  • 300g drobnego cukru
  • 2 duże jaja
  • 3 żółtka
  • szczypta soli
  • 0,5 łyżki skrobi (u mnie ziemniaczana, w oryginale kukurydziana)
  • 57g zimnego lub przynajmniej nie zmiękczonego masła, pokrojonego w kostkę
  • 60ml (¼ szkl.) dobrej oliwy, najlepiej dość owocowej/pikantnej w smaku

Aby przygotować spód, wymieszać suche składniki, następnie dokładnie zagnieść (ręcznie, w mikserze lub malakserze) na okruchy z posiekanym masłem. Wyłożyć masą dno małej kwadratowej foremki (ok. 22x22cm), wcześniej wyłożonej papierem do pieczenia (z dodatkowym marginesem na zewnątrz, pomoże to wyciągnąć potem ciasto). Piec ok. 35 minut lub do lekkiego zezłocenia w 165 st. C (termoobieg).

Gdy spód się piecze, przygotować krem: wycisnąć sok z cytryn, zetrzeć skórkę. Wymieszać w rondelku cukier, sok, jaja i żółtka, skrobię oraz sól, podgrzewać b. często mieszając na średnim ogniu, aż całość zgęstnieje (u mnie tradycyjnie zajęło to 2 x dłużej niż autor przewidział, tj. do ok. 10 minut). Uwaga, krem ma się zagotować (czego zazwyczaj unikamy), ze względu na nietypowy dla lemon curd dodatek skrobi – ale potem podgrzewamy maksymalnie minutę. Zdejmujemy z ognia i łączymy szybko i dokładnie w osobnej misce, za pomocą trzepaczki, z masłem, oliwą i skórką cytrynową. Gładką, gęstą cytrynową masę wylewamy na podpieczony spód i pieczemy kolejne 15 minut lub aż wierzch się zetnie. Studzimy na kratce, następnie przechowujemy w lodówce – ciasto powinno dokładnie się schłodzić zanim je pokroicie.

Krajanka cytrynowa

Uwaga, schłodzony spód będzie dość twardy: warto zaopatrzyć się w ostry nóż. U mnie najlepiej się sprawdził taki bez piłki, a odkryłam to metodą prób i błędów (patrz: górne zdjęcie ;). Kroić najlepiej na dość małe kawałki, kwadraty lub prostokąty, bo ciasto jest „wydajne”: smak jest intensywny i nie można go zjeść zbyt dużo przy jednym posiedzeniu. W lodówce jednak bez problemu wytrzyma kilka dni.

PS. Z innych cytrynowych wypieków ciepło wspominam tego mazurka (wciąż jedynego, jakiego zrobiłam ;).

Zapisz