Podejście do bakłażana dzieli nasze stadło małżeńskie; np. stojąc przed wyborem „cukinia czy bakłażan”, M wybierze to pierwsze, ja (po namyśle, bo czy muszę wybierać?!) raczej to drugie. Tymczasem podczas naszego ostatniego posiłku w Londynie zamówionej przez M rybie towarzyszył tzw. (bo cytuję menu) kawior z bakłażana, który bardzo mężowi smakował (i sam się potem dopominał, żeby „coś takiego” w domu odtworzyć). Przyznaję, że nie znoszę tej nazwy: kawior to rybia ikra, a ta pasta nie dość, że nią nie jest, to z żadnej strony jej nie przypomina ;). Więc choć przepis, który znalazłam na stronie Jadłonomii i którym się inspirowałam, zatytułowany jest właśnie „kawior z bakłażana”, pozwolicie, że więcej tego określenia nie będę używać ;). Najbardziej podoba mi się fakt, że nie obiera się bakłażana ze skórki (bo melitzanasalatę, gdzie ją ściągałam, kiedyś pokazywałam).
Pastę zrobiłam w ciągu miesiąca dwukrotnie, i już teraz wiem, że wolę mniej zieleniny, niż Marta Dymek sugeruje, a także nieco inną (tzn. koperek zdecydowanie mi nie pasuje). Poniższe proporcje odzwierciedlają te zmiany ;).
Składniki:
- 2 mniejsze/średnie bakłażany
- ok. 4 łyżek oliwy
- sok z ½ – 1 cytryny
- ząbek czosnku
- ok. 2 łyżek posiekanej świeżej kolendry/bazylii, ew. zmieszanej 1:1 z natką pietruszki, plus parę listków do dekoru
- sól do smaku
- opcjonalnie: szczypta za’ataru
Bakłażany umyć, nakłuć parokrotnie, owinąć folią aluminiową, piec ok. 30 minut w 190-200* st. C (termoobieg). Lekko przestudzić, odciąć ogonki, z grubsza posiekać, umieścić w malakserze z pozostałymi składnikami. Zmiksować, ale nie na bardzo gładko. Sprawdzić doprawienie i najlepiej odstawić na co najmniej 1h do tzw. przegryzienia. Przed podaniem udekorować dodatkowymi ziołami, można też jeszcze skropić skropić oliwą i cytryną.
* Właśnie się zorientowałam, że autorka proponowała 200 st., ale jestem na 99% pewna, że piekłam w nieco niższej – dlatego, że zazwyczaj, jak nie wiem, jaką temp. wybrać, nastawiam na 190 ;).
Pasta świetnie pasuje solo, tzn. jako dip czy przystawka, jako składnik bliskowschodniego bufetu (falafel, labneh i s-ka) czy właśnie dodatek do ryby. A sezon na bakłażana tuż za rogiem, bo podobno już od maja (czyli tylko trochę się pospieszyłam)!