Omlet pieczony (Dutch baby)

Omlet pieczony (Dutch baby)A więc… Korzenny Tydzień po raz kolejny. Czasem zastanawiam się nie tylko nad tym, czy dam radę zorganizować zabawę i czy ktokolwiek będzie chętny brać w niej udział, ale czy uda mi się wymyślić coś pt. wkład własny, co nie będzie powtórką z rozrywki z lat poprzednich. W tym roku mam parę pomysłów, część bardziej oryginalna, część mniej – ile zrealizuję, zobaczymy ;).

Na pierwszy ogień idzie danie śniadaniowe, nad zdjęciami którego wielokrotnie wzdychałam przeglądając np. Pinterest. Mowa o pieczonym omlecie, po angielsku nazywanym Dutch baby czy też German pancake (bo też od niemieckojęzycznych imigrantów Pennsylvania Dutch, gdzie Dutch to zniekształcona forma Deutsch – pochodzi). W idealnym świecie lub w restauracji każda osoba dostaje swoją patelenkę z jednoosobowym omletem – w realiach domowych robi się jeden omlet do podziału ;). Piekarnik daje to, że a/ nie trzeba stać na kuchenką i pilnować omletu/przewracać go, b/ładnie wyrasta do góry, nawet na ścianki patelni, choć jak się przekonałam, to ostatnie zależy od stosunku ilości ciasta i pojemności naczynia, o czym niżej. Smak zasadniczo jest taki, jak w tzw. grzybku (czy w jego zdekonstruowanej wersji, tj. Kaiserschmarrn), przypomina też trochę Yorkshire pudding (ale już nie omlet pieczony z owocami).

Przepis z którego skorzystałam (plus wprowadziłam drobne zmiany), pochodzi ponownie z najnowszej książki Nigelli, tj. Simply Nigella. Spotkałam się niedawno z opinią, że zdjęcia w tej książce są zbyt proste, za mało wystylizowane i przez to za mało zachęcające. Mam zupełnie inne zdanie: zdjęcia są proste, jasne, nieprzeładowane, ale nie ascetyczne, kadry zaś nieprzypadkowe. Ujęcie na którym jest Dutch baby wyjątkowo do mnie przemawia („Zjedz mnie” ;).

Omlet pieczony (Dutch baby)

Jak widać na moich zdjęciach, zrezygnowałam z elementu, który dodaje oryginałowi wizualnej atrakcyjności, tj. cukru pudru. Mój omlet także tylko muska ścianki, a to dlatego, że podzieliłam składniki na ½, by uzyskać dwie nie za duże porcje, patelnię zaś mam dość dużą. Z pewnością w opcji podwójnej efekt jest bardziej imponujący ;).

A skąd korzenie? A więc w oryginale był dodatek gałki muszkatołowej, ale przy drugim podejściu zamieniłam go na przyprawę do piernika, i ta wersja mi bardziej smakuje. Powtórzyłam także aromat korzenny w owocach stanowiących dodatek do omletu.

Składniki (2 porcje):

  • 2 jaja*
  • 50g mąki
  • 75ml mleka
  • ½ łyżki cukru
  • hojna szczypta przyprawy do piernika (lub gałki muszkatołowej, ale polecam to pierwsze)
  • ½ łyżeczki mielonej wanilii (lub odrobina ekstraktu)
  • 15g masła
  • Do podania: dowolne owoce, wymieszane ze szczyptą przyprawy jw., syrop klonowy

Nastawić piekarnik na 220 st. C (termoobieg) i wstawić do środka patelnię (najlepiej żeliwną lub stalową o średnicy ok. 20-22cm). Jaja dokładnie ubić z cukrem (najlepiej mikserem), dodać pozostałe składniki, poza masłem. Wyjąć nagrzaną patelnię, rozpuścić na niej masło, wlać od razu ciasto na omlet, umieścić z powrotem w piekarniku (u mnie na poziomie 2 od góry) i piec do 16 minut (lub aż omlet będzie rumiany – tak, jak lubicie). Podawać od razu z dodatkiem owoców, wcześniej obranych/pokrojonych i wymieszanych z przyprawą użytą do omletu. Do tej pory próbowałam wariantu kiwi-pomarańcza oraz jabłko-gruszka. Ciepło myślę o czerwonych sycylijskich pomarańczach lub klementynkach :).

* Mnożąc porcję x 2 dla ok. 4 osób wystarczy dać 3 jaja.

PS. Ponieważ dziś Mikołajki a może ktoś pamięta zeszłoroczne drzewko adwentowe: w tym roku była forma prostsza, tj. tylko pudełko…

Omlet pieczony (Dutch baby)