Trochę się ta cukinia naczekała: i na zrobienie, i na pojawienie się na blogu. Przepis w postaci zdjęcia w komórce pojechał ze mną do Austrii i miał być zrealizowany w kilka dni po koftach, a w końcu go wykorzystałam kilka tygodni później, już w domu. To, że od tego czasu minęło znowu kilka tygodni, to już inna sprawa…
Pomysł na słodko-kwaśną cukinię nadziewaną ryżem znalazłam w książce Claudii Roden pt. Everything tastes better outdoors. Książkę mam od dawna – zakup pochodzi z czasów, gdy maniacko grzebałam w serwisach sprzedających używane książki, typu Abebooks czy Alibris – ale właściwie nic z niej nie gotowałam. To książka kucharska w trochę starym stylu: brak zdjęć, jest tylko parę ilustracji a la sztuka naiwna, przepisy są posegregowane – w moim odczuciu – nie do końca klarownie, całość jest przerywana anegdotami i wspomnieniami autorki. Mam wrażenie, że – jak w przypadku How to eat Nigelli – jest tam dużo niewykorzystanych perełek, tyle, że z tej ostatniej jest mi jakoś łatwiej je wyłuskać ;). Ten przepis wyszukałam kierując się indeksem (na szczęście jest: książka kucharska, która go nie posiada, to nieporozumienie, ale niedokładne indeksy też niestety mnie irytują) i przyznam, że dopiero w ostatniej chwili zrozumiałam, jak ma być przygotowana cukinia. Otóż byłam przyzwyczajona do wydrążania owocu przekrojonego wzdłuż, nigdy jednak od węższego końca! Pracę precyzyjną zleciłam M, który użył do tego celu kilku narzędzi, w tym szpikulców do szaszłyków i peanu medycznego, i poszło mu całkiem nieźle ;).
Jeśli chodzi o same składniki przepisu: miałam za mało suszonych moreli, więc dosztukowałam je rodzynkami i suszonym berberysem, ponieważ smaki miały być trochę sefardyjskie, trochę bliskowschodnie (rozdział zaczyna się od wspomnień autorki z dzieciństwa w Egipcie), a berberys to jedno z odkryć z majówki w Iranie. Uważam, że ta zamiana zrobiła potrawie bardzo dobrze, bo kwaśność owoców złamała słodycz bardziej, niż sam sok z cytryny. Aha, co niektórych może ucieszy – danie jest przypadkowo wegańskie.
Składniki:
- 3-4 średnie cukinie (1 kg)
- ryż basmati (¾ szkl.), wcześniej opłukany
- 250ml przecieru pomidorowego lub miąższ ok. 3 pomidorów (obranych ze skórki, bez gniazd nasiennych, rozdrobnionych)
- 1 cebula
- natka pietruszki (1 pęczek) lub mieszanka pietruszki i kolendry
- 200g mieszanki suszonych owoców (u mnie morele, rodzynki i berberys w równych proporcjach)
- sól, pieprz
- łyżeczka mielonego cynamonu
- 2-3 ziarna ziela angielskiego (zmiażdżone w moździerzu)
- sok z 1 cytryny
- dwa zmiażdżone ząbki czosnku
- łyżeczka suszonej mięty
Zacząć od wydrążenia cukinii od węższego, obciętego końca (drugiego końca nie obcinamy); u nas odbyło się to jak opisałam powyżej, Claudia sugerowała użycie noża do wydrążanie jabłek (nie posiadam ;). Miąższu ze środka się pozbyć, ew. jeśli ma mało pestek, wykorzystać do innego dania. Wymieszać ryż, pomidory, drobno pokrojoną cebulę i pietruszkę, dodać bakalie (morele wcześniej posiekać). Doprawić całość dobrze solą i pieprzem (ma być wyraziste), zielem i cynamonem, dokładnie wymieszać. Napełniać cukinie ciasno, ale zostawiając co ok. 1cm miejsca od góry na ryż (który powiększy objętość). U mnie kilka łyżek farszu nie weszło do środka – ugotowałam go osobno w rondelku i podałam jako dodatek.
Przygotować duży garnek, który pomieści warzywa (najlepiej w jednej warstwie), wyłożyć dno liśćmi kapusty lub sałaty. Ułożyć cukinie możliwie ciasno, zalać wodą (wystarczy do ok. 2/3 wysokości) wymieszaną z czosnkiem, miętą i sokiem z cytryny. Zagotować, skręcić ogień na mały i gotować pod przykryciem ok. 1h, aż cukinie będą zupełnie miękkie, a farsz ugotowany.
Z czym to jeść? Osobiście uważam, że najlepiej z marynatami – dla równowagi; można dodatkowo przygotować np. lawasz lub sos z tahiny. Można cukinie też potraktować jako element bufetu tematycznego. Aha, całkiem dobrze znoszą odgrzewanie na następny dzień (w garnku, np. tym samym, w którym się gotowały, ew. trzeba dolać tylko wody).