Wśród przetworów rybnych, do których regularnie wracam, jest – obok śledzi – gravlax. Szczerze mówiąc, od czasu wypróbowania przepisu cytrusowego kilka lat temu nawet nie próbowałam innych wariantów… do zeszłego tygodnia. Udało mi się kupić filet właściwy do celu, a w domu była tylko jedna cytryna; myślałam o wersji z chrzanem (korzeniem, nie gotowcem ze słoika), ale zapomniałam go kupić. I tak powstał łosoś minimalistyczny – jałowcowy, który robi się naprawdę błyskawicznie (nie trzeba sparzać i ścierać skórek owoców z ew. naskórkiem). Nie wiem, czy taka wersja nie smakuje mi bardziej (choć M jest nadal z frakcji cytrusowej).
Składniki:
- ok. 250g bardzo świeżego filetu łososia bez ości
- 2 łyżki cukru (u mnie demerara)
- 2 łyżki soli morskiej (u mnie wędzona)
- łyżeczka owoców jałowca
- łyżka ginu
Łososia przekroić na ½. Jałowca zmiażdżyć niedbale w moździerzu, wymieszać z solą i cukrem, dodać gin, wymieszać dokładnie (powinno powstać coś a la wilgotny piasek. Rozłożyć ½ masy na jednym kawałku łososia, przykryć drugą połową (jak kanapkę), na wierzchu rozłożyć drugą ½ mieszanki, wetrzeć w rybę. Owinąć dokładnie folią, umieścić w plastikowym pojemniku, opcjonalnie obciążyć. Odstawić na 3 dni do lodówki, codziennie zlewać płyn i obracać. Gotową rybę kroić na maksymalnie cienkie plastry i podawać np. na razowym pieczywie. Znika szybko ;).
A do wersji chrzanowej jeszcze kiedyś wrócę…