Placki ziemniaczane każdy zna. A rösti, placki szwajcarskie? W formie „tylko ziemniaki i już” zaistniały w naszym życiu podczas paru śniadań towarzyskich w nieistniejącym już R20*, gdzie zachwycił się nimi M (dowód zdjęciowy). Przez jakiś czas niemrawo rozmawialiśmy o szatkownicy… która się w domu na razie nie pojawiła. Jednak ręcznie pokroić w paseczki kilka ziemniaków to żadna wielka sztuka (zwłaszcza, jeśli ktoś to zrobi za Ciebie ;), a właśnie nie za drobna forma (w odróżnieniu do tarki, nawet grubej) to moim zdaniem najfajniejsza cecha dania. Nasza wersja jest przygotowana z ziemniaków surowych.
Składniki:
- 4 większe ziemniaki
- hojna szczypta soli
- olej do smażenia
Ziemniaki obrać, pokroić dokładnie w paseczki (tzw. julienne) – ręcznie lub korzystając z szatkownicy/innego narzędzia. Odłożyć do miski, wymieszać z solą, odstawić na chwilę, dokładnie odcisnąć płyn. Na patelni (jeśli dużej, wyjdzie jeden większy placek, można ew. użyć małej i podzielić masę na ½) rozgrzać olej do smażenia. Rozłożyć równomiernie warstwę ziemniaków, przykryć np. dnem tortownicy i obciążyć (u nas litrową kanką na ogórki). Smażyć kilka minut, aż placek się zrumieni od dołu, odkryć, ostrożnie odwrócić na drugą stronę (pomagając sobie np. talerzem lub ww. dnem tortownicy), powtórzyć czynność. Na koniec odkryć i smażyć jeszcze ok. 2 minut bez przykrycia. Podawać od razu.
Śniadaniowe rösti – ze smażonym jajem, jogurtem/śmietaną lub np. wędzonym łososiem. Obiadowe rösti mogą towarzyszyć każdej potrawie, do której podalibyście ziemniaki. U nas były dodatkiem do pieczonej (lokalnej, nawet bardzo!) kaczki z sosem malinowo-winnym (pysznym, ale bardzo kreatywnym, czyt. trudnym do odtworzenia).
PS. Jeśli chodzi o kaczkę, polecam też taką „na dziko” lub samą pierś (oba przepisy to jedne z najpopularniejszych wpisów na blogu w sezonie zimowym!).
* Podobno odrodziło się w nowej postaci na ul. Próżnej.