Śledzie? Na wiosnę? Na Wielkanoc?… Już słyszę te okrzyki zdziwienia, na które odpowiem, że na śledzie zawsze jest pora (a do Wielkanocy jest jeszcze trochę czasu). Te kawowe zobaczyłam u Moniki i miałam ogromną ochotę zrobić (i zjeść!) ze względu na główne składniki.
Już po konsumpcji uważam, że najważniejszy jest wybór musztardy, to znaczy powinna być to ulubiona: nie za ostra czy za łagodna, tylko taka, którą naprawdę lubicie, bo wyraźnie ją w smaku czuć. Podobnie istotny jest miód, bo to drugi najmocniejszy smak (więc też nie wybierajcie takiego, za którym nie przepadacie). Kawę, wbrew pozorom, czuć dopiero na trzecim miejscu ;).
Niestety, w ostatniej chwili odkryłam, że mam w domu za mało musztardy, poza tzw. angielską w proszku. Wiedząc, że jest bardzo ostra, zredukowałam trochę ilość proszku w stosunku do wody, a i tak przy mieszaniu łzawiły mi oczy. Efekt końcowy, mimo dodatku cukru i oleju, jest zdecydowanie pikantny. Niestety, dla mnie trochę za bardzo, ale potraktowałam to jako nauczkę na przyszłość. Bo że przepis warto powtórzyć, to już wiem ;). Uwaga: u mnie, jak zawsze, śledzie niemoczone.
Składniki:
- 500g solonych matjasów
Zalewa:
- 200 ml wody
- 100 ml cukru
- 50 ml octu 10%
- 5 listków laurowych
- 3 ziela angielskie (nie byłabym taka drobiazgowa… 😉
- 10 ziaren czarnego pieprzu (jak wyżej)
Sos:
- 100 g ulubionej musztardy
- 50 g ulubionego miodu
- 50 g cukru demerara (można ew. spróbować też z drobnym brązowym)
- 50 g oleju rzepakowego (lub innego neutralnego)
- 15 g octu balsamicznego (lub 25 g np. jabłkowego)
- 1 podwójne espresso lub ok. 10 g zmielonej kawy (u mnie to ostatnie)
Jeśli ktoś praktykuje moczenie śledzi, może je wcześniej kilka h wymoczyć, w przeciwnym razie (jak ja) przystępuje od razu do przygotowania zalewy: składniki wymieszać w rondelku, zagotować, wystudzić. Śledzie pokroić na kawałki o długości kilka cm, umieścić w naczyniu z pokrywką/nakrętką, zalać zalewą, odstawić do lodówki na dobę. Po tym czasie odcedzić.
Składniki sosu połączyć w misce, dokładnie ubić na krem. Śledzie wymieszać z sosem, przełożyć do dużego słoja, schłodzić co najmniej kilka h (osobiście uważam, że znowu przydałaby się doba) przed podaniem.
Że takie śledzie świetnie pasują do ciemnego pieczywa, to chyba żadna nowina ;).