Jak wspominałamniedawno, zostałam obdarowana Scandilicious i dzielnie przerabiam przepisy, które jako pierwsze wpadły mi w oko. W wielu przepisach pojawiają się anchois, co mnie nie zdziwiło, bo sardele lubię, zaskoczyła mnie jednak informacja przy tzw. „Pokusie Jansona” (zapiekance ziemniaczanej), że szwedzkie ryby o tej nazwie to wcale nie sardele, tylko szprotki „a la anchois”: słodsze i mniej słone, niż oryginał, często doprawione lekko korzennie (Signe uważa, że firma Abba, dostępna i w Polsce, produkuje najlepsze). W ten sposób odkryłam, że panowie Bikont i Makłowicz, złoszczący się na nasz rodzimy produkt, czyli śledzie „a la anchois”, przyrządzone właśnie tak, jak szwedzkie, nie mieli do końca racji (a w przepisie na „Pokusę Jansona” nalegali na koniecznie prawdziwe sardele!).
Jajka w kokilce wg Scandilicious przyrządziłam właśnie z polskich „anchois”. Można by użyć też prawdziwych sardeli, ale w mniejszej ilości lub opłukać je przed użyciem.
Składniki (2 porcje):
- 25g miękkiego masła
- 1-2 filety „anchois” polskie (tj. tzw. śledziki helskie/”a la anchois”, najlepiej tzw. korzenne), o wadze ok. 15g, drobno posiekane
- 1/8 łyżeczki świeżo zmielonego ziela angielskiego
- pieprz
- 2 łyżki śmietany 18% (niewarzącej się, ew. tyle samo innej zmieszanej z ok. 1/4 łyżeczki mąki)
- 2 duże jaja
Nagrzać piekarnik do 160 st. C. (termoobieg). Masło dokładnie rozetrzeć z rybą, doprawić zielem angielskim i szczyptą pieprzu. Natrzeć dokładnie masłem dwie nieduże, żaroodporne kokilki. W środek każdej wbić jajo, przykryć łyżką śmietany, na śmietanie umieścić jeszcze trochę drobinek masła (ew. resztę masła można wykorzystać do smarowania pieczywa lub np. doprawiania ryb przed pieczeniem). Kokilki umieścić w foremce do pieczenia/większym naczyniu żaroodpornym, dopełnić wrzątkiem do 1/2 wysokości i umieścić w nagrzanym piekarniku. Piec ok. 15-17 minut, podawać od razu.
Danie ma specyficzny smak i osoby, którym ryby nigdy nie pasują na śniadanie, powinny je omijać ;). Korzenne śledzie w połączeniu z masłem, śmietaną i zielem angielskim mają słodko-słony posmak. M zjadł z pewną ostrożnością, ale nie narzekał ;).
PS. Dziś kończy się Korzenny Tydzień – ten wpis jest drugim i niestety ostatnim, jaki dodam do akcji, ale liczę na to, że ktoś z Was jeszcze da radę coś dorzucić: niedziela jeszcze młoda ;).