Jak może kiedyś wspominałam, niekoniecznie jadam kwiaty. Ponieważ jednak chciałam obdarować na słodko osobę, która bardzo lubi lawendę, a cały weekend upłynął pod znakiem produkcji czekoladek… powstały trufle lawendowe. Choć czekoladek już trochę w życiu wyprodukowałam, trufle zrobiłam pierwszy raz i – niestety, zważywszy na ich skład i to, że trudno poprzestać na jednej – bardzo mi smakują.
Zrobiłam dwa warianty: jeden „goły”, obtoczony w cukrze lawendowym. W tej opcji mocniej czuć kwiaty, ale czekoladki się lekko zapacają w lodówce i trudno je zjeść bez brudzenia palców. Można obsypać kakao, choć minusy są podobne. Drugą opcją jest obtoczenie kulek w gorzkiej stopionej kuwerturze: po zastygnięciu prezentują się elegancko i można powiedzieć profesjonalnie, ale lawenda znika. W oryginale z którego korzystałam, kuleczki należało jeszcze po kuwerturze obtoczyć w ww. cukrze, co jednak wydaje mi się nadmiarem szczęścia i nie rozwiązuje tematu zapacania się cukru. Ideałem pewnie byłoby obsypanie ww. bezpośrednio przed jedzeniem/wręczeniem na prezent ;). Tak czy inaczej, brudzące czy nie – trufelki są grzechu warte.
Wspomniałam powyżej źródło przepisu, na którym z grubsza bazowałam (dzieląc składniki na 1/2), jednak przed przygotowaniem czekoladek przewertowałam internet i wszystkie warianty były bardzo do siebie podobne. W niektórych pojawiał się miód, dlatego dodałam go też do moich trufli. Zwiększyłam także ilość lawendy w śmietance.
Składniki (na ok. 25-30 niewielkich czekoladek)
- 250ml śmietanki kremówki
- łyżeczka suszonej lawendy, możliwie świeżej
- 140g gorzkiej kuwertury/dobrej gorzkiej czekolady o wysokim % kakao
- 1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
- łyżka jasnego miodu
- 1/2 łyżki masła
- opcjonalnie: cukier lawendowy (suszona lawenda i drobny cukier roztarte w moździerzu, w proporcji 1:2, ew. podobnie przygotowane kakao; podczas obtaczania kulek uważać na większe kawałki łodyżek, tj. usuwać z czekoladek) i/lub utemperowana gorzka kuwertura do maczania trufli
Kremówkę podgrzać niemal do zagotowania z lawendą. Nakryć dokładnie folią, odstawić na 20-30 minut. Czekoladę połamać na kawałki, umieścić w rondelku. Śmietankę jeszcze raz podgrzać, przelać przez sitko (wyciskając lawendę) do czekolady. Podgrzać aż czekolada się rozpuści, dodać wanilię, miód i masło, całość wymieszać dokładnie na gładką masę (sama śmietanka z czekoladą może być lekko grudkowata, ale po dodaniu masła powinny one zniknąć). Wylać do silikonowej foremki/naczynia wyłożonego matą silikonową, rozprowadzić dokładnie na grubość ok. 2-2,5cm, odstawić do zastygnięcia w raczej chłodniejszym miejscu (można na noc). Z wystudzonej masy formować kulki – użyłam do tego celu miarki 5ml, drugiej łyżeczki i palców ;), schłodzić w lodówce. Stężałe trufle obtoczyć w cukrze lub kakao lawendowym (patrz uwagi wyżej) bądź nurzać w utemperowanej kuwerturze i odstawiać do zastygnięcia. Można część czekoladek przygotować w jednym wariancie, resztę w drugim. Niezależnie od opcji dekoracji, trufle przechowywać w lodówce lub w zimnej spiżarni.
Jak wspominałam, był to weekend z czekoladkami, bo uparłam się, że przygotuję chociaż jeden kalendarz adwentowy. Powyżej owoc moich prac. Na temat jego urody mieliśmy pewną dyskusję z M… Gałązka pochodzi z ogrodu, czekoladki (owinięte pozłotkiem/sreberkiem, z numerkami, zawieszone na wstążkach lub taśmie ozdobnej) poza truflami są w różnych wariantach (takie, jakie już pokazywałam, np. imbirowe). Z nowości są kulki marcepanowe plus, tj. drobniejsze, ale z migdałem w środku. O dziwo smakują takiemu jednemu, co nazwał drzewko „drapakiem” a normalnie nie lubi migdałów…
Za rok może kalendarz ciasteczkowy?
PS. Pamiętacie o Korzennym :)?