Przypominajka: pieczone śliwki nocne i ser marynowany

Choć już kilka razy ogłaszałam, że śliwki się skończyły, wciąż można je kupić. Może nie są to te najlepsze, i mogą trafić Wam się mało słodkie – na niedobory smaku pomoże jednak obróbka termiczna ;).

Przy okazji pieczenia nocnego pomidorów (też pewnie ostatnich sensownych) dorzuciłam do piekarnika naczynie żaroodporne z paroma śliwkami, zasypanymi garścią brązowego cukru, szczyptą przyprawy do piernika i lekko podlanymi wodą. Piekłam je 5 minut w 220 st. C. (co zresztą niezbyt dojrzałym pomidorom także nie zaszkodzi), potem przykryłam folią i zostawiłam przez noc w nagrzanym piekarniku. Rano były śliwki z jogurtem na śniadanie. Resztki świetnie pasowały do sernika.

Przypominajka: pieczone śliwki nocne i ser marynowany

Z innych przypominajek: marynowany ser...? Ktoś pamięta? Mimo niewątpliwych walorów smakowych miał tą cechę, że ciężko się dzielił na cząstki i wyjmował ze słoika. Pomysł na podzielenie na kawałki wcześniej podpatrzyłam na blogu Sitnoseckano.

Camemberta pokroiłam na osiem części. Zielone pepperoni posiekałam drobno wraz z garścią liści bazylii (właściwej i tajskiej), zwilżyłam lekko oliwą i zmieszałam ze szczyptą soli. Ser obtoczyłam w mieszance ziół i papryki, umieściłam w słoju. W 1/2 przełożyłam szalotką pokrojoną w pióra. Całość zalałam mieszanką oleju i oliwy. Można też lekko skropić delikatnym octem winnym lub jabłkowym. Słój odstawiłam do dojrzewania na kilka dni w temperaturze pokojowej.

 A już może jutro na blogu wreszcie przepis dyniowy…