IMG_3240

Chłodne noce i ranki, bazylia na grządce, której spadek temperatur się chyba nie spodobał, coraz bardziej pomarańczowe dynie i ciemniejące owoce czarnego bzu. Wrzesień za pasem, a z nim zmiana jadłospisu na taki, na który się bardzo cieszę, bo wczesnojesienne stragany warzywne należą do moich ulubionych. Wraz z chłodniejszą pogodą chętniej też jem mięso i piję czerwone wino (nie, że latem tego ostatniego zupełnie unikam, ale przy upałach wybieram inne napoje).

I choć zbliża się czas czerwonej i pomarańczowej papryki, fioletowych śliwek i dyni w kolorze wiadomym, to nie znaczy, że zielone już zniknęło z kuchni. Niedawno jeszcze kupiłam bób i wykorzystałam go w wersji minimalistycznej. Np. taki makaron dla jednej głodnej osoby…

Makaron z bobem i boczkiem

Składniki (1 porcja): ok. 100-110g krótkiego makaronu, 250g ugotowanego i wyłuskanego bobu, 1 gruby plaster boczku, garść mięty i (opcjonalnie) świeżego estragonu, (opcjonalnie, jeśli z boczku mało się wytopi) łyżeczka wyrazistej oliwy/oleju rzepakowego, sól, pieprz, gałka muszkatołowa, opcjonalnie: ok. łyżki parmezanu

Zacząć od ugotowania i wyłuskania bobu, nastawić wodę na makaron. Pokroić boczek w kostkę. Gdy makaron się gotuje, wrzucić boczek na suchą patelnię i wytopić tłuszcz na średnim/niewielkim ogniu, potem podkręcić temperaturę i go lekko przesmażyć. Ugotowany makaron wymieszać z bobem, boczkiem, ew. olejem, garścią porwanych ziół. Doprawić do smaku solą, pieprzem (sporo!), gałką (przejechałam kilka razy kulką po tarce). Można dodać odrobinę startego parmezanu. Wymieszać dokładnie, sprawdzić doprawienie, jeść choćby z garnka ;).

Pozostały bób skończył na tostach…

IMG_3253

Tosty – najlepiej z pieczywa z ziarnami – skropić lekko oliwą/ulubionym olejem, ew. posmarować masłem. Ułożyć warstwę ugotowanego bobu, lekko rozgnieść widelcem, posypać ulubionymi, dowolnymi ziołami i oprószyć solą. Na każdym toście ułożyć plaster sera koziego (twardego lub dojrzewającego). Jeść od razu.

Ponieważ byłam zadowolona z gołąbków z boćwiny, a znów dopadła mnie faza „jemy za mało strączkowych!”, zrobiłam wersję z soczewicą (konkretnie tą czarną, beluga, która jest zbliżona do tej z Puy – nie rozgotowuje się i moim skromnym zdaniem jest pyszna ;). Tak dokładnie, to zmieszałam soczewicę 1:1 z resztką ratatouille, a kilka gołąbków nadziałam soczewicą zmieszaną z serkiem śmietankowym (i też wyszły b. smaczne, choć ser był na granicy zwarzenia). Przy pieczeniu tym razem wytworzyło się więcej pary (przypuszczalnie od warzyw w bardziej wilgotnym farszu) i miałam skojarzenia z jedzonymi w Turcji winnymi dolma ;).

Zielono na koniec sezonu: bób, boćwina, raita

Do tego zrobiłam sos w stylu indyjskiej raity. Od razu zaznaczę, że nigdy jej nie jadłam w Indiach, gdzie unikaliśmy surowych warzyw, natomiast zdarzało mi się ją zamawiać w wege barku, w którym się żywiłam podczas studiów. Z tego, co się doczytałam, wersji tego dipu/sałatki jest tyle, co kucharzy (i choćby sam fakt, że może to być sos lub sałatka, jest znaczący ;). To moja wersja, na niewielką ilość:

Raita

Składniki: ok. 100g jogurtu naturalnego, 1 mały ogórek, starty na tarce, ½ lekko ostrej (lub słodkiej) podłużnej papryki średniej wielkości, drobno posiekanej, garść mięty, po ok. ¼ łyżeczki czarnej gorczycy i kuminu (ten ostatni lekko rozgnieciony), szczypta łagodnego curry i (opcjonalnie, używając słodkiej papryki) chilli, sól do smaku

Wszystkie składniki dokładnie wymieszać, odstawić na ok. 10 minut, sprawdzić doprawienie. Jeśli nie podajecie sosu od razu, schłodzić i zamieszać dokładnie przed podaniem (u nas jako dodatek do gołąbków).

bocwgollent2