Muszle makaronowe z botwinką

Jakiś czas temu miałam wrażenie, że wszędzie z internetu wyskakują na mnie przepisy na muszle makaronowe. Wymyśliłam sobie, że zrobię takie nadziewane szpinakiem. Ku swojemu zaskoczeniu odkryłam, że duże muszle są towarem deficytowym: ani w jednym, ani w drugim supermarkecie ich nie dostałam i skuteczna okazała się dopiero wycieczka do delikatesów w większym mieście (wojewódzkim ;). Od tamtej pory jak widzę ten makaron w sklepie, od razu kupuję, tak na wszelki wypadek*.

Wersja ze szpinakiem oczywiście bardzo smaczna, ale niedawno miałam nadmiar duszonej botwiny do zagospodarowania. Postanowiłam nadziać nią muszle a całość doprawić w duchu greckich zapiekanek (typu mule saganaki – i pewnie dlatego trzy razy pisząc post napisałam „małże” zamiast „muszle”…), korzystając z tego, że – nominalnie przynajmniej 😉 – jest lato, miałam opakowanie przyzwoitej fety a w ogrodzie nowy nabytek** w gronie ziół wielorocznych: oregano.

Składniki:

  • duszona botwina – z jednego pęczka jarzyny, lekko lub całkiem przestudzona
  • 150g dużych muszli makaronowych
  • ok. 75g fety
  • garść świeżego oregano, ew. tymianku, ew. mieszanka tych ziół
  • 500ml przecieru pomidorowego
  • 1 mała cebula
  • sól, pieprz, ostra papryka (mielona lub w płatkach)

Muszle makaronowe z botwinką

Zacząć od przygotowania botwiny, jeśli nie ma gotowego nadmiaru pod ręką. Przygotować sos: cebulę drobno posiekać, zeszklić, dodać pomidory, doprawić do smaku solą, pieprzem, niewielką ilością oregano/tymianku (resztę zostawić na potem) i ostrą papryką, gotować na średnim ogniu, aż całość wyraźnie się zagęści. Makaron ugotować al dente.

Piekarnik nagrzać do 180-190 st. C (termoobieg). Lekko natłuścić prostokątne naczynie żaroodporne (ok. 30 x 40cm). Muszle nadziewać botwiną (ew. odcedzając z nadmiaru płynu, jeśli to konieczne), układać ciasno obok siebie w foremce. Fetę pokroić w kostkę, rozrzucić na makaronie, ser posypać ½ ziół. Na to wyłożyć sos (musi dokładnie przykryć muszle!) i resztę ziół. Zapiekać ok. 25-30 minut. Podawać z dodatkiem zieleniny, np. świeżej rukoli (mógłby być także zblanszowany szpinak).

* Podobnie jak parmezan, sardele (anchois) i inne tego typu „egzotyki” ;).

** Nabytki mają zrekompensować straty spowodowane działaniem pana elektryka, po którego pracach zaczęłam ogródek ziołowy nazywać „Wietnamem”. Melisy w każdym razie już nie mam.