Zanim przekwitnie czarny bez: syrop i smażone kwiaty

Właściwie nie po drodze mi z kwiatami w kuchni. Różę ucieram, ale używam tylko do pączków (ew. simplisów – raz na kilka lat). Woda różana czy z kwiatów pomarańczy mnie drażni zapachem, więc jej nie używam lub zastępuję czym się da. Krótko mówiąc, tego, co kwitnie, spożywczo unikam ;).

Syrop z kwiatów czarnego bzu trafił mi się przypadkiem, przez nieznajomość języka (niemieckiego): najpierw w Berlinie, gdzie zamówiliśmy prosecco z „Hollundrem”, potem w Austrii („Hollerwasser”). Tą ostatnią wodę z sokiem – bardzo kwiatową – zapamiętałam na długo, i nie było to pozytywne wspomnienie ;), dlatego zdziwiłam się, gdy w tym roku M zamówił ten napój w naszym ulubionym austriackim Strohlehenalm. Jeszcze bardziej zdziwiłam się, gdy za jego namową wypiłam łyk i okazało się, że jest to smaczne! Aromatyczne, ale nie mydlane! I w związku z tym, gdy nasza odmiana „Black Lace” (ozdobna, dająca fioletowe kwiaty) bujnie zakwitła, a za płotem dziko rosnący bez nie pozostał daleko w tyle, poszłam i zerwałam co nieco (krzywiąc się okropnie, bo nie mogłam oprzeć się skojarzeniom zapachowym*). Skorzystałam z przepisu Ani Truskawkowej (via Bea), ale asekuracyjnie zrobiłam tylko z 1/2 i… dodałam miętę. Ta ostatnia to także wpływ austriacki: podczas ostatniej kolacji w Bad Hofgastein parę tygodni temu bezmyślnie wpatrywałam się w reklamę lokalnej wody mineralnej i jej „letnich smaków”. Po kilkunastu minutach dotarło do mnie, że patrzę się na wariant „kwiat czarnego bzu i mięta”… Myślę, że poszłam dobrym tropem, bo uzyskany syrop jest jak ze Strohlehenalm :).

Zanim przekwitnie czarny bez: syrop i smażone kwiaty

Składniki (na ok. 500ml syropu):

  • 15-20 baldachimów kwiatów czarnego bzu
  • 500g cukru
  • 500ml wody
  • sok z 1/2 cytryny
  • opcjonalnie: 8-10 liści mięty/melisy

Kwiaty zerwać w suchy dzień, rozłożyć na pergaminie, poczekać, aż opuszczą je owady ;), następnie pozbawić je zielonych łodyżek (chodzi o gorycz i sambunigrynę). Przygotować syrop: wymieszać cukier z wodą i sokiem z cytryny, zagotować. Gorącym syropem zalać płatki kwiatów plus ew. liście mięty/melisy. Wymieszać, odstawić w dość chłodne miejsce (piwnica) na 2-3 dni, codziennie syrop mieszać. Po tym czasie całość odcedzić (wystarczy przez drobne sitko) i zlać do butelek/innych naczyń. Spasteryzować lub przechowywać w chłodzie. Pić z wodą sodową/gazowaną, bąbelkami z procentami lub dodawać do deserów.

Uwaga: mój syrop jest różowy ze względu na nietypowy dodatek fioletowych kwiatów.

Zanim przekwitnie czarny bez: syrop i smażone kwiaty

Idąc za ciosem postanowiłam zobaczyć, co nt. kwiatów bzu pisze (tak, znowu…) Nigel Slater. Popatrzyłam w Tender II na zdjęcie kwiatów smażonych w cieście, popatrzyłam za okno, poszłam po olej. Gdy kończyłam smażyć, niespodziewanie pojawił się teść ;), kwiaty zniknęły więc błyskawicznie, ale mam wrażenie, że głównie dlatego, że były słodkie, świeżo usmażone i pachnące cynamonem: bez zasadniczo zniknął.

Uwaga: ciasto zakłada dodatek ubitego białka, o którym zupełnie zapomniałam, ale ponieważ ładnie oblepiło kwiaty, było smaczne itd., itp., wnioskuję, że nie jest to niezbędny dodatek (choć pewnie ciasto z nim byłoby lżejsze).

Zanim przekwitnie czarny bez: syrop i smażone kwiaty

Składniki (na 2-3 osoby): 

  • 8 baldachimów kwiatów czarnego bzu
  • 50g mąki
  • 85ml wody gazowanej/sodowej
  • łyżka oleju
  • kopiasta łyżeczka cukru
  • opcjonalnie: 1 małe ubite białko
  • olej do smażenia na głębokim tłuszczu** (co najmniej 1,5l)
  • cukier i (opcjonalnie) cynamon do oprószenia/obtoczenia

Kwiaty zerwać, odłożyć na chwilę jak w przepisie na syrop powyżej. Wymieszać dokładnie składniki ciasta (poza białkiem), odstawić na co najmniej 30 minut. Baldachimy porozdzielać. Rozgrzać olej. Do ciasta dodać (albo i nie 😉 ubite białko, wymieszać delikatnie. Kwiaty nurzać w cieście trzymając za łodyżki, wrzucać na rozgrzany olej, smażyć do zrumienienia. Osączać krótko na ręczniku papierowym (Nigel ten etap pominął, ja uważam, że jednak warto trochę odtłuścić plus ta chwila przestudzenia nie obniży mocno temperatury deseru, za to pomoże uniknąć poparzeń). Oprószać mieszanką drobnego cukru (ok. 3 łyżek) i – opcjonalnie – cynamonu (ok. 1/4-1/2 łyżeczki, lub wg. uznania); można też zrobić taką mieszankę np. w misce/worku foliowym i gorące kwiaty szybko obtaczać. Po pocukrzeniu od razu podawać. Większych zielonych łodyżek w miarę możliwości nie jeść, choć liczę na to, że tak wysoka temperatura powinna sambunigrynę zabić…

Jak wspomniałam powyżej, deser jest smaczny jako ciepły, słodki i cynamonowy, ale w środku mogłyby być dowolne kwiaty lub inne chwasty, bo nie czuć ich ani w smaku, ani w aromacie. Niemniej cieszę się, że ich spróbowałam – tak w ramach poznawania nowości i przełamywania barier ;).

* Z kocim moczem (zwłaszcza kwiaty fioletowe). Na szczęście jest to przejściowe, tj. znika w obróbce termicznej.

** Czy wiecie, że oleju po smażeniu nie należy wylewać do zlewu/toalety, bo m.in. blokuje rury i zanieczyszcza wodę? Należy go albo wyrzucać do śmieci (ogólnych), albo w przypadku większych ilości poszukać lokalnych możliwości recyklingu (wykorzystanie na opał, paliwo, itd).