Bajgle

Gdy pojedziemy do Stanów, musimy pójść do dinera jak z filmów. Takiego z boksami do siedzenia i ekspresami przelewowymi, w których kawa stoi cały dzień. Tak, takich jak z początku Wściekłych Psów Tarantino. A, i musimy tam zjeść placek z owocami i serem, jak w Pulp Fiction. A jak pojedziemy do Nowej Anglii, to musimy zjeść prawdziwy chowder. I omułki. Za to jak dotrzemy do Nowego Jorku, musimy pójść do deli. I zjeść bajgle z łososiem i serkiem śmietankowym.

Tyle jeśli chodzi o własny strumień świadomości. Tylko dodam, że wszystko wskazuje na to, że za kilka miesięcy powyższy scenariusz zrealizuję ;). Tymczasem muszę mieć do czegoś porównanie, czyt. zrobiłam drugie podejście do bajgli. Pierwsze nawet jest na blogu, ale nie będę go linkować (ciekawi i tak znajdą 😉 – nie były udane. Przede wszystkim, były dziwnie twarde (i tak sobie myślę, że za krótko wyrastały). 

Pewnie, obecnie mam za sobą znacznie więcej upieczonych bułek czy bochenków, niż w r. 2008, ale i tak podeszłam do sprawy ostrożnie. Zajrzałam na blog guru od croissantów czy bajgli, czyli Moniki, i wybrałam wersję slow. U mnie – z dodatkiem zakwasu żytniego i świeżymi drożdżami w ilości zredukowanej (a ciasto i tak prawie wyszło samo z lodówki ;). Wyszło świetnie. Może i jest to nieco czasochłonne (zwłaszcza gotowanie bajgli na raty przed pieczeniem), ale efekty są bdb. 

Uwaga: można uformować rogale mniejsze a pulchniejsze, lub większe a nieco niższe – te pierwsze są lepsze do jedzenia solo, drugie – do przekładania różnościami*. Oba warianty b. smaczne.

Bajgle

Składniki:

Zaczyn: 1 łyżka aktywnego zakwasu żytniego, kuleczka świeżych drożdży (wielkości ziarna grochu), 150g mąki chlebowej (typ 750 lub 850), 150ml letniej wody

Ciasto właściwe: 600g maki jw., 350g wody, 2 łyżki miodu, łyżka soli, 15g świeżych drożdży

Ponadto: łyżka miodu/melasy/syropu cukrowego itd., jajo/białko/żółtko do smarowania, dowolna posypka (np. mak, sezam, siemię lniane, czarnuszka itd., itp.)

Składniki zaczynu wymieszać, odstawić nakryte folią na ok. 8-10h w ciepłe miejsce. Po tym czasie dodać do zaczynu pozostałe składniki ciasta właściwego.

Wyrobić gładkie ciasto, odstawić do wyrośnięcia w temp. pokojowej przez ok. 1 godzinę, złożyć, umieścić w natłuszczonej misce. Dokładnie przykryć folią i umieścić w lodówce na noc (lub co najmniej 8h).

Ciasto wyjąć z lodówki, podzielić na ok. 16-18 części. Z każdej uformować kulę i palcem zrobić w niej dziurkę (cytując Monikę, „kręcąc palcem, jak hula hoop” ;); jeśli otwory i tak za bardzo zarosną, można je powiększyć bezpośrednio przed gotowaniem). Przykryć folią, odstawić do napuszenia.

Zagotować wodę z miodem w garnku/garnkach – najlepiej dość płaskich a szerokich (gotowałam w 3-litrowym, w którym mieściły mi się na raz 2-3 sztuki). Gotować bajgle ratami, po ok. 1 minutę na stronę, odkładać na kratkę (można na ściereczkę, ale mogą się do niej nieco przykleić). Następnie umieścić na blaszkach (piekłam na 2 jednocześnie), posmarować jajem/białkiem itd., itp., posypać wybranymi ziarnami.

Piec w 200 st. ok. 25 minut lub do wyraźnego zrumienienia (w przypadku pieczenia na 2 blachach jednocześnie, nawet w termoobiegu, warto zamienić blaszki miejscami w ok. ½ czasu pieczenia).

* Z nieortodoksyjnych połączeń polecam wersję kapusta kiszona + pasztet (najlepiej domowy).

Bajgle