Dżem z czarnego bzu i jabłek

Czarny bez pierwszy raz poznałam w syropie na kaszel (z apteki, żaden domowy) i w nalewce podczas robienia faworków. Tuż przed przeprowadzką na Mazury (już zaraz miną 3 lata!) pojechaliśmy pierwszy raz do Austrii jesienią. Podczas drugiej górskiej wędrówki spotkaliśmy przy drodze panią, która zrywała czarne owoce z rosnących na zboczu drzew. Zaintrygowało mnie to (bo było oczywiste, że zrywała w celach spożywczych), sprawdziłam, że chodziło o bez, pomyślałam sobie, i po przeprowadzce posadziłam przy płocie jedno drzewko, myśląc o zbiorach za kilka lat. Jakiś czas później w ramach kontemplacji przyrody zauważyłam, że przecież ten bez rośnie w dużej ilości za płotem. Oraz na skraju naszej działki. I przy drodze do wsi. I właściwie wszędzie. Obecnie jestem zdania, że czarny bez jest chwastem.

Wiosną kwiaty omijam szerokim łukiem (ładnie wyglądają, owszem, ale zapach mnie drażni, więc przetwory kwiatowe wykluczone), ciesząc się jednocześnie na to, co będzie jesienią, czyli teraz. Aromat owoców czarnego bzu jest zupełnie inny niż kwiatów – cierpki, trochę apteczny (ach, ten syrop na kaszel…), wytrawny. Żeby nie było jednak tak wesoło, owoce i łodygi zawierają toksyczną sambunigrynę. Najprostszą metodą, by uniknąć zatrucia, jest przemrożenie owoców (nie czekam do przymrozków, tylko po zerwaniu umieszczam w zamrażarce), a także odrzucanie wszelkich niedojrzałych (zielonych) jagód i łodyg. Sambunigryna rozkłada się także podczas suszenia i gotowania, ale wychodzę z założenia, że przezorny zawsze ubezpieczony, a zamrożenie owoców przed gotowaniem nie jest kłopotliwe.

To moje trzecie podejście do dżemu z czarnego bzu – przy poprzednich wersjach „na lenia” nie przecierałam jagód, i jeśli komuś nie przeszkadzają pestki, można je tam zostawić, są jednak spore i na pewno wersja bezpestkowa jest bardziej przyjemna i optycznie, i organoleptycznie ;). Wyjściowym przepisem był dla mnie ten na marmoladę Komarki, jednak zmieniłam proporcje i zredukowałam cukier.

Składniki:

  • ok. 1,5kg (waga przed odszypułkowaniem) dojrzałych owoców czarnego bzu
  • 1 kg jabłek (waga przed obraniem i wydrążeniem)
  • 1 średnia gruszka
  • 2 goździki
  • 500-550g cukru
  • łyżeczka soku z cytryny

Owoce bzu umyć, oddzielić od łodyg i niedojrzałych jagód, zamrozić. W dniu przyrządzania dżemu umieścić zamrożone owoce w dużym garnku, podlać ok. 200ml wody i podgrzewać do rozmrożenia; następnie zagotować i gotować bez przykrycia ok. 30 minut, aż owoce się w większości rozpadną i puszczą sok. Masę przetrzeć – ja uzyskałam ok. 800ml soku i pulpy – i połączyć z obranymi oraz pokrojonymi w kostkę pozostałymi owocami. Dodać goździki, ponownie zagotować i gotować ok. 30 minut, aż jabłka i gruszka zmiękną, a także częściowo się rozpadną. Dodać cukier – proponuję pół kilo na początek, znów zagotować, skręcić ogień na średni-mały i gotować ok. 40-50 minut, aż całość zgęstnieje. Ok. 10 minut przed końcem dodać sok z cytryny, po kilku minutach sprawdzić słodycz, ew. dosłodzić. Przekładać do czystych, wyparzonych słoików i krótko spasteryzować (u mnie 7 minut w piekarniku nagrzanym do 160 st. C, następnie ok. 15-20 minut w piekarniku wyłączonym). Odwrócić słoiki do góry dnem do zassania.

Dżem z czarnego bzu i jabłek

No i przyznajcie: to jeden z bardziej retro przetworów ;).