Wiele lat temu widziałam w Warszawie plakat „Nie wierz Derridzie, dekonstruuj się sam”. Bardzo mnie rozbawił, bo to było w czasach studenckich, gdy Derridy coś nawet czytałam i uważałam, że rozumiem, o co mu chodziło (bez komentarza). W czasach obecnych skupiam się na dekonstrukcji bardziej, można powiedzieć, namacalnej – takiej na talerzu ;). Oczywiście, można też nazwać to inaczej: „potrzeba matką wynalazków”.
Po pierwsze: kasza kukurydziana, której ugotowało się za dużo, wystudzona i schłodzona w lodówce tężeje do konsystencji sera (tak dokładnie to kojarzy mi się z tofu). Planowałam zrobić z niej coś innego – coś, co zakładało jednak uformowanie surowca, a mój można było już tylko pokroić w kostkę (z daleka łudząco przypominającą obrany owoc mango ;). Powstała więc sałatka.
Sałatka z kaszy kukurydzianej, bakłażana i tuńczyka
Składniki:
- ok. 1,5 szklanki ugotowanej na gęsto, wystudzonej kaszy kukurydzianej, pokrojonej w większą kostkę
- 1 bakłażan (ew. cukinia też się nada)
- 1/2 średniej cebuli, pokrojonej w pióra
- 1 puszka (ok. 185g) tuńczyka w sosie własnym
- duża garść pietruszki i czosnku niedźwiedziego (lub ew. szczypioru)
- sól, pieprz, sok z cytryny, oliwa/olej
Bakłażana pokroić wzdłuż w plastry, lekko posmarować oliwą/olejem, smażyć partiami na patelni grillowej (ew. na zwykłej) po ok. 2 minuty z każdej strony, ułożyć na dużym talerzu, posypać cebulą i ok. 1/3 zieleniny, lekko posolić i oprószyć pieprzem. Na warzywach rozłożyć równomiernie kaszę i osączonego z płynu tuńczyka oraz pozostałą zieleninę, całość doprawić oliwą lub ulubionym olejem (np. dobrym rzepakowym czy z lnianki/rydzyka) i – moim zdaniem dość hojnie – skropić cytryną. Odstawić na ok. 10-15 minut w temperaturze pokojowej, sprawdzić doprawienie, ew. skorygować przed podaniem.
Po drugie: zostałam obdarowana paroma kilo pomidorów. Miałam rozmrożone mięso małży. Miałam świeżą bazylię. Postanowiłam zrobić makaron pomidorowy, ale nieoczywisty (zdekonstruowany 😉 – bo bez gotowania pomidorów. Lato na talerzu.
Składniki:
- 200-250g mięsa małży
- 2 ząbki czosnku
- 4-5 średnich, dojrzałych pomidorów
- mała garść bazylii
- 200-225g makaronu penne
- sól, pieprz, oliwa
Nastawić wodę na makaron. Pomidory umyć, naciąć od dołu na krzyż, sparzyć skórki wrzątkiem, obrać, pokroić w grubą kostkę, odstawić na bok. Na średniej patelni rozgrzać niewielką ilość oleju, przesmażyć zmiażdżony czosnek, dodać małże, chwilę przesmażyć, podlać lekko (ok. 2 łyżek) wodą (ew. białym winem, jeśli akurat jest pod ręką), doprawić solą i pieprzem, skręcić ogień na średni i dusić ok. 8 minut (a makaronu już powinien się w tym czasie gotować). Tuż przed odcedzeniem makaronu wysypać pomidory na sitko, by osączyć z soku (który oczywiście zostawiamy np. do wypicia). Makaron wymieszać z małżami, osączonymi pomidorami, porwaną bazylią, lekko doprawić solą, pieprzem i skropić delikatnie oliwą. Podawać od razu.
Tak, te świeże pomidory pewnie jeszcze puszczą sok, ale nikomu nie powiem, że wypiliście go z talerza…