Tarta: migdały, miód i cytryna

Znów krótko i znów wariacja na znany temat, który brzmi treacle tart. Na koniec wpisu sprzed kilku lat wspomniałam o tartaletkach, które jadłam w Cochinie. Trochę (eufemistycznie rzecz ujmując) mi to zajęło, ale chęć odtworzenia ciastek wprowadziłam w życie. Czyli: zamiast syropu – miód, zamiast bułki – migdały, reszta bez zmian. Jak wyszło? Hm… Szczerze mówiąc, wolę oryginał. Pierwszego dnia sądziłam, że dominują migdały, drugiego – że to jednak aromat miodu jest zbyt mocny (choć użyłam dość delikatnego wielokwiatu). Cytryna gdzieś zniknęła. W gruncie rzeczy opcja mogłaby pasować miłośnikom sezamków (do których nie należę). Mimo to eksperymentu bym całkiem nie skreślała, a to wytyczne:

Baza: jak w treacle tart – ciasto na tartę rustykalną

Masa: 200g (2/3 szklanki) miodu (możliwie łagodnego, typu lipowy, wielokwiatowy), 1/2 szklanki mielonych migdałów, sok z 1/2-1 cytryny i skórka z całej, 3 łyżki śmietanki/śmietany – wykonanie – jak w oryginale

Tarta: migdały, miód i cytryna

Podobnie jak w przypadku klasyka, trzeba uważać, by farszu nie przepiec. Ja tak się tym przejęłam, że skróciłam czas pieczenia i uzyskałam środek a la krówka ciągutka… Co przyznaję, jest największym plusem tego wariantu ;). Czas wrócić do klasyka (w końcu Harry Potter nie może się mylić ;).