Gołąbki bezmięsne Wszędzie wokół pierniki i pierniczki (także wokół mnie… i niedługo będą na blogu), śledzie, kapusta i inne świąteczne dania (a tymczasem ja wciąż jestem Wam winna „prezent”, tj. podsumowanie Korzennego – obiecuję, że przed Wigilią się pojawi). Na przekór bożonarodzeniowym kulinariom chciałam pokazać coś, co przygotowałam – hm – jakiś czas temu, ale nie zmobilizowałam się do wrzucenia na blogu.Gołąbki bezmięsne

Na wstępie pytanie: co rozumiecie przez gołąbki? Otóż u mnie w domu – i w moim umyśle – były to zawsze liście kapusty białej z farszem mięsno-ryżowym, gotowane, następnie podawane ze skwarkami, ewentualnie (specjalnie dla mnie) z sosem pomidorowym. I już. Warianty z samym mięsem nazywane były przez moją Mamę „gołąbkami po warszawsku”, albo kapustą faszerowaną. Nigdy nie jadłam wariantów z kapusty włoskiej, z nadzieniem bezmięsnym lub z kaszą gryczaną, nie mówiąc o opcji pieczonej. Chcąc trochę poeksperymentować poszłam za ciosem i zmieniłam i kapustę, i farsz, i sposób obróbki termicznej. Z eksperymentu jestem całkiem zadowolona, choć nowatorski obiektywnie nie jest ;). Doprawiając farsz myślałam trochę o kuchni polskiej, a trochę o winnych dolma, jedzonych w Turcji – grzebanie w Googlach wskazało na ziele angielskie jako wspólny mianownik.

Składniki:

Gołąbki: 2 łyżki suszonych grzybów, 100g ugotowanego, krótkoziarnistego białego ryżu, ok. 250-300g pieczarek, 1 mała cebula, ziele angielskie, sól, pieprz, suszone oregano (lub inne suszone zioła: np. koperek, pietruszka), ok. 12 sparzonych liści kapusty włoskiej

Sos: 1 litr przecieru pomidorowego, 100ml czerwonego wina, woda z namaczania grzybów, 1 mała cebula, liść laurowy, ziele angielskie, suszone oregano (lub inne suszone zioła, te same, których użyliście w farszu), cukier brązowy/cytryna (opcjonalnie), sól, pieprz do smaku

Grzyby zalać gorącą wodą (kilka łyżek), odstawić na kilka godzin. Liście kapusty pooddzielać delikatnie, sparzyć wrzątkiem (z czajnika), wyciąć/mocno zbić tłuczkiem twarde łodygi (tzw. nerwy), odstawić na bok. Ugotować ryż (można nawet lekko rozgotować; ryż krótkoziarnisty, nieco kleisty, moim zdaniem się tu najlepiej sprawdzi), odstawić na bok do wystudzenia. Zeszklić cebulę na niewielkiej ilości oleju, dodać pokrojone drobno pieczarki oraz osączone grzyby (płyn zachować!), przesmażyć, podlać łyżką wody z grzybów i dusić na małym ogniu ok. 10-15 minut. W trakcie duszenia doprawić do smaku hojną szczyptą ziela angielskiego, solą, pieprzem i ziołami. Uduszone grzyby wymieszać z ryżem, wyrobić na jednolitą masę, sprawdzić doprawienie (powinno być wyraziste). Przy kleistym ryżu nie powinno być problemów ze zwartością farszu. Odstawić na bok i zająć się sosem.

W dużym – najlepiej żeliwnym lub podobnym – garnku/rondlu rozgrzać nieco oleju, zeszklić cebulę, dodać pomidory, wino, pozostałą wodę z grzybów, liść laurowy, ponownie ziele angielskie (1/4 łyżeczki) i hojną szczyptę oregano. Gotować, aż płyn nieco odparuje i się zagęści, co potrwa ok. kilkunastu minut; w trakcie doprawić do smaku solą, pieprzem i ew. cukrem, jeśli pomidory będą zbyt kwaśne (zbyt słodkie warto lekko zakwasić cytryną lub dobrym octem, jeśli samo wino nie da rady). Gdy sos się gotuje, pozawijać gołąbki, kładąc po łyżce farszu w dolnej części rozłożonego liścia i zwijając od siebie (metodą prób i błędów ;). Gotowe paczuszki poumieszczać możliwie ciasno w garnku z sosem, który powinien je zakryć do przynajmniej 3/4 wysokości – jeśli nie, uzupełnić płyn wodą. Garnek przykryć i albo gotować gołąbki ok. 1,5h na małym ogniu na kuchence, albo umieścić na ok. 60 minut w 160 st. C w piekarniku. Ja wybrałam tą ostatnią metodę, ale wybór należy do Was ;).

GołąbkiOczywiście nie wiem, czy muszę dodawać, że najlepsze są te odgrzane następnego dnia…?

PS. A dużo wcześniej pokazywałam na blogu gołąbki po żydowsku.