O kuchni chińskiej i szaszłykach jagnięcych

Byliście kiedyś w Chinach? Ja nie i – choć pojechałabym, gdybym miała okazję – nie jest to miejsce, o którym śniłabym po nocach. Niedawno jednak przeczytałam ciekawe wspomnienia z dłuższego pobytu w tym kraju i książę polecam wszystkim miłośnikom literatury podróżniczo-kulinarnej, zwłaszcza zainteresowanych Azją. Mowa o Płetwie rekina i syczuański pieprz (albo Shark’s Fin and Sichuan Pepper w oryginale, który wybrałam do lektury) Fuschii Dunlop. Dodam od razu jednak, że książka może nie przypaść do gustu wegetarianom czy osobom wrażliwym – przy opisach dwóch potraw odkładałam tom na bok z myślą, że to dania, których nie tylko nie chciałabym spróbować, ale nie chciałabym ich nawet z daleka oglądać, chociaż… Fuschia, według własnej relacji, także zaczynała swoją chińską przygodę „z pewną nieśmiałością” i pewne rzeczy, których początkowo nie chciała jeść, później bynajmniej jej nie brzydziły. To, co mi się podobało w Płetwie…, poza walorami poznawczymi, to zapis swoistej ewolucji Fuschii: od osoby, jak na Chiny, entuzjastycznej, ale mającej wciąż pewne opory czy uprzedzenia spożywcze, przez żarłocznego wszystkożercę, aż po świadomego konsumenta, mającego wątpliwości natury etyczno-ekologicznej. Podejście do kulinariów przekłada się na podejście autorki do saO kuchni chińskiej i szaszłykach jagnięcychmych Chin – początkowy zachwyt zastąpiły wątpliwości i rozczarowania, także związane ze zmianami, jaki nastąpiły w kraju w minionej dekadzie (jej pierwszy pobyt w Chinach przypada na pierwszą połowę lat 90-tych poprzedniego wieku). Podtytuł „słodko-kwaśny pamiętnik” wydaje się wyjątkowo trafny.
Płetwa… przeplatana jest przepisami (w końcu autorka ukończyła kurs gastronomiczny w Chengdu – jej uwagi nt. glutaminianu sodu i podejścia do niego innych uczniów/nauczycieli są b. ciekawe, później zaś napisała kilka książek kucharskich „na temat”), jednak do wykonania każdego z nich brakowało mi przynajmniej jednego składnika (a nie czuję się na siłach eksperymentować w ramach kuchni, której nie znam – bo np. Pinos robiła makaron dandan Fuschii, zmieniając nieco skład), z jednym wyjątkiem. Chodzi o przepis na szaszłyki/kebab jagnięcy z Sinciang, a konkretnie – z miasta Kaszgar. Zapewne wstyd przyznać, ale niewiele wcześniej o tym regionie słyszałam, a na pewno nie to, zamieszkują go głównie muzułmańscy Ujgurzy… Smak gotowego szaszłyka (przepis poniżej, z małymi zmianami) przywołał dla mnie potrawy ze wschodniej i południowo-wschodniej Turcji (która, jak już kiedyś wspominałam, wywarła na mnie głębokie wrażenie, także kulinarne). Paradoksalnie (?) zamiast zamyślić się na temat tego, kiedy zobaczę Wielki Mur, przypomniałam sobie upalne ulice Urfy (piłam herbatę na tym targu) czy wycieczkę (taksówką 😉 na górę Nemrut… i się rozmarzyłam ;).
O kuchni chińskiej i szaszłykach jagnięcych

Szaszłyki/kebaby z Kaszgaru (z grubsza wg Fuschii Dunlop)

Składniki: ok. 0,45kg jagnięciny (u nas karkówka, może być łopatka, lub przemieszane mięso chude z tłustym), 1 małe jajo, 3 łyżki mąki ziemniaczanej, sól, pieprz, mielony (u nas wytłuczony w moździerzu) kumin i mielone chilli

Pociąć mięso na 2cm kawałki, oprószyć solą i pieprzem. Jajo roztrzepać, wymieszać z mąką, całość wymieszać z mięsem. Odstawić w temperaturze pokojowej na ok. 1 godzinę. Na ok. 10-15 minut przed pieczeniem oprószyć ponownie solą (wg Fuschii – hojnie), kuminem i chilli do smaku (mięsa, które jadłam w Turcji, nigdy nie były specjalnie pikantne, więc tu bym dała tylko szczyptę, ale oczywiście – wszystko do smaku :). Można, według autorki, potraktować tymi przyprawami mięso dopiero na grillu, ja uważam jednak, że lepiej zrobić to wcześniej (można także je na początku, tuż przed mieszaniem z jajem i mąką). Piec na rozgrzanym grillu (ew. w piekarniku lub na patelni grillowej) – czas pieczenia zależy od tego, jak wypieczone mięso lubicie, moim zdaniem ok. 10 minut wystarczy. Jedliśmy posypane świeżą kolendrą, z dodatkiem kuskusu.