To będzie bardzo krótki wpis ;). Niedawno podczas awarii lodówki (a właściwie po jej śmierci) odkryłam zamrożone złoża białkowe. Ich ilość nieco mnie przytłoczyła: konieczna była mała czystka i przy okazji stworzenie nowego ciasta na bazie pieguska, świetnego przepisu do zużycia dużej ilości białek.
Otóż – w myśl „potrzeba matką wynalazków” – mak z oryginału zastąpiłam dwoma startymi marchewkami. W ramach bakalii dałam wymieszane rodzynki i suszoną żurawinę, bez namaczania. Wanilię pominęłam, zamiast tego dałam ok. 1/4 łyżeczki przyprawy do piernika. Reszta bez zmian. Piekłam w jednej długiej keksówce, ok. godziny w 200 st. w termoobiegu, po wystudzeniu ciasto lekko polukrowałam.
M oznajmił, że jest lepsze od makowego pieguska, a ja się zastanowiłam, czy w ogóle należałoby ten wypiek nazywać pieguskiem, skoro mak wyleciał ze składu (propozycję M, by uznać, że to ciasto z trądzikiem, odrzuciłam od razu)? Jakieś pomysły :)?
PS. Inne pomysły na zużycie białek omówiłam TU.