Czerwone porzeczki znów obrodziły, ale w przeciwieństwie do poprzedniego roku, nie zostały zjedzone przez ptaszki. Poza sosem do sernika, część owoców, która nie została zjedzona na surowo, została przetworzona. Konkretnie zrobiłam sok – taki, jak z czarnych porzeczek (i tym razem spasteryzowałam).
Ponad kilo przerobiłam na galaretkę porzeczkową wg przepisu podanego przez Gospodarną Narzeczoną. Galaretka w słoikach wygląda na średnio zżelowaną (podobnie jak poprzednia wersja), ale już w lodówce solidnie tężeje.
Składniki:
- 900g czerwonych porzeczek
- 350g cukru na każde 650ml soku
Umyte porzeczki wraz z ogonkami wrzucamy do garnka, dolewamy 300 ml wody i gotujemy pod przykryciem przez 20-25 minut. Wylewamy na sito wyłożone gazą i zostawiamy do ociekania na 4 do 12 godzin. Można zostawić na noc (i ja tak zrobiłam :). Mierzymy objętość soku, wsypujemy odpowiednią ilość cukru i podgrzewamy, aż cukier się rozpuści. Gotujemy na dużym ogniu przez 10 minut. Zdejmujemy pianę i przelewamy do czystych słoików, zakręcamy, stawiamy do góry dnem, by się zassały. Po tym czasie przenosimy we względnie chłodne miejsce, typu piwnica.
Zrobiłam także dżem porzeczkowo-renklodowy (vide pierwsze zdjęcie u góry).
Składniki:
- ok. 400g dojrzałej renklody (waga po wydrylowaniu)
- ok. 700g czerwonej porzeczki
- ok. 350-400g cukru (lub więcej do smaku)
Śliwki umyć, wydrylować nad garnkiem – puszczają dużo cennego soku. Podgrzać lekko na średnim ogniu. Gdy trochę zmiękną i zaczną rozpadać, dodać umyte porzeczki. Masę zagotować, skręcić ogień na średni, dodać cukier, mieszać, aż się rozpuści. Gotować ok. 40-45 minut, aż masa zgęstnieje, ale nie będzie mocno wysmażona. W mniej więcej połowie czasu zweryfikować słodycz – ja zaczynałam od ok. 300g cukru i dosładzałam kilka razy, ale jest to kwestia smaku. Przełożyć do gorących, wyparzonych słoików, zakręcić i krótko spasteryzować (u mnie w piekarniku – 15 minut w 160 st. (termoobieg) i drugie tyle w piekarniku wyłączonym, potem uchyliłam drzwiczki, obróciłam słoiki do góry nogami i zostawiłam tak na ok. 10 minut).
Jeszcze trochę na krzaku zostało…