Ptysie

Gdy jako dziecko szłam z Mamą odwiedzić babcię D., regularnie wstępowałyśmy po drodze do cukierni (do niedawna jeszcze czynnej, teraz mieści się tam sieciowa piekarnia). Bardzo często kupowałyśmy napoleonki, eklerki lub ptysie: ciastka, których od tamtych czasów właściwie nigdy nie jadłam, i które kojarzą mi się jako wyroby z cukierni, w odróżnieniu od wypieków domowych. Od jakiegoś czasu jednak przymierzałam się do wyzwania pt. ciasto ptysiowe (parzone) i w końcu postanowiłam się z nim zmierzyć 🙂 Śmiesznie się złożyło, że tego samego weekendu podeszła do niego pierwszy raz także Pani Serwusowa (nie umawiałyśmy się :), tyle, że u niej nadzienie było wytrawne, a u mnie były ptysie, jakie pamiętam, tj. z bitą śmietaną.

Ptysie

Ciasto jak, lekko zmodyfikowane, u Pani Serwusowej czy Tili, oryginalnie pochodzi z Jajek M. Roux, którego nie jestem fanką, ale tym ciastem jestem zachwycona: jest lekkie, puszyste, maślane w smaku, łatwe do przygotowania i nakładania. Czego chcieć więcej? W oryginale była glazura z jaja na wierzchu, którą pominęłam, dałam także większą ilość soli, ale przyjemnie kontrastuje ze słodkim nadzieniem.

Ciasto parzone:

  • 125 ml mleka
  • 125 ml wody
  • 100 g masła pokrojonego w kostkę
  • 1/2 – 1 (u mnie) łyżeczka soli
  • łyżeczka drobnego cukru
  • 150 g mąki
  • 4 jaja

Przygotowanie: Piekarnik rozgrzać do 190-200 st. C. (termoobieg). Blachy do pieczenia wyłożyć pergaminem lub matami silikonowymi (normalnie wystarczyłyby dwie standardowe, przy piekarniku kompaktowym i jednej blaszce musiałam piec na raty). Wymieszać w rondlu mleko, wodę, masło, sól i cukier, podgrzewać na wolnym ogniu. Doprowadzić do wrzenia i natychmiast zdjąć z kuchenki. Wsypać mąkę i mieszać drewnianą łyżką, aż ciasto będzie gładkie. Umieścić rondel na średnim ogniu i podgrzewać, stale mieszając ok. 2 minut, aby osuszyć ciasto. Przenieść je do miski. Wbijać po jednym jajka, energicznie ubijając drewnianą łyżką (lub zrobić to mikserem). Gdy składniki się połączą, ciasto powinno być gęste, gładkie i błyszczące.
Umieszczać niewielkie kopczyki ciasta na blachach, zachowując kilku cm odstępy (za pomocą tutki lub łyżeczką – ponieważ mam wstręt do tutek, rękawów cukierniczych itd., robiłam to oczywiście łyżeczką). Piec ok. 20 minut, aż ptysie będą suche i chrupkie na zewnątrz, ale jeszcze miękkie w środku (muszą się wyraźnie zarumienić). Studzić na kratce.

Wystudzone ptysie delikatnie rozkrawać na 1/2 i nadziewać lekko posłodzoną, ubitą śmietanką 30%. Niektórzy narzekali, że posłodzona została zbyt lekko, i doprawiali ptysie syropem klonowym. Z innych wariantów można by zrobić ptysie a la Pavlova, tj. nadziewane poza bitą śmietaną, owocami sezonowymi.

Ptysie