Lubicie połączenie słodkiego ze słonym? Ja tak. I lubię fistaszki. I brownie. Gdy M ugryzł kęs ciasta, skrzywił się i spytał: „Coś ty tu dodała?”, po czym odmówił dalszej konsumpcji („nie mogłaś dać rodzynek?”), specjalnie się nie zmartwiłam… Jedyne, czego żałowałam, do tego, że piekłam brownie dłużej, pod preferencje M (bo ja wolę wilgotniejsze).
Ciasto wg mojego ulubionego przepisu bazowego (prezentowałm tu wcześniej wersję z kokosem prasowanym).
Składniki:
- 110g masła,
- 110g dobrej, gorzkiej czekolady o wysokiej zawartości kakao,
- 150g drobnego cukru (można częściowo dać drobny brązowy, typu jasny lub ciemny muscovado),
- 2 jaja,
- 110g mąki,
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia,
- ok. 80-100g solonych fistaszków, z grubsza posiekanych/przekrojonych na 1/2 (lub potłuczonych chwilę wałkiem przez warstwę ochronną torebki)
Stapiamy masło i czekoladę na małym ogniu, odstawiamy do lekkiego wystudzenia. Dodajemy pozostałe składniki, mieszamy na gładką masę; jeśli przypadkiem użyjemy cukru zwykłego, nie drobnego, warto wcześniej go rozetrzeć z jajami, i dopiero potem dodać do reszty masy. Na końcu wmieszać orzechy.
Przełożyć masę czekoladową do niewielkiej foremki (u mnie ok. 20×20 cm) wyłożonej pergaminem lub wysmarowanej + wysypanej. Piec w 170 st. 20 minut (dla uzyskania brownie dość płynnego) – 25 minut (dla wersji bardziej stałej), lub, by uzyskać ciasto minimalnie tylko mokre, 25 minut + 5 minut w wyłączonym piekarniku.
Doszłam do wniosku, że skorupka z wierzchu ciasta w formie okruchów całkiem przypomina mój ulubiony baton czekoladowy – niedostępny niestety w Polsce Cadbury’s Flake 🙂