Niedawno myśląc, co by tu upiec („a może by chałkę?”), uświadomiłam sobie, że ta, którą najczęściej piekę, nie mogłaby być uznawana za pieczywo koszerne i parve, gdyż chałki z dodatkiem mleka i masła nie można by przecież podać do mięs. Sięgnęłam po Claudię Roden i odnalazłam wpis poświęcony chałce (co ciekawe, autorka stosuje pisownię hallah, nie challah, jaką najczęściej spotykałam w przepisach w jęz. angielskim).
Dowiedziałam się ciekawych rzeczy, np. że mak i sezam stosowane do posypki pieczywa symbolizują mannę z nieba; że trzy wałki, z których splata się warkocz, symbolizują prawdę, pokój i sprawiedliwość. Wyczytałam także, że nazwa wywodzi się z hebrajskiego słowa oznaczającego „część”, użytego w „chlebowym przykazaniu” w Czwartej Księdze Mojżeszowej. W wersji polskiej słowo znika w tłumaczeniu, bo np. w Biblii Tysiąclecia wers 21 rozdziału 15 brzmi: Będziecie składać pierwociny ciasta jako szczególny dar dla Pana przez [wszystkie] wasze pokolenia – i tak z „części” robi się „dar”, co jednak do kontekstu religijnego pasuje. Wg Claudii Roden ortodoksyjne gospodynie domowe i piekarze wciąż odrywają kawałek wyrośniętego ciasta chlebowego i „spalają” go w piecu lub na ogniu przed właściwym pieczeniem.
A przepis? Proszę bardzo – bez mleka, bez masła, za to z olejem:
Składniki (na 4 – ! – bochenki, robiłam z 1/2 składników):
- 40g świeżych drożdży
- 500ml letniej wody,
- 100g cukru
- 4 roztrzepane jaja i 2 dodatkowe żółtka lub 1 całe jajo na glazurę
- 1 łyżka soli
- 125ml oleju roślinnego
- ok. 1,3kg zwykłej mąki (ja zrobiłam z 1/2 chlebowej, reszta biała do wypieków)
- do opcjonalnej posypki: mak, sezam
Wkruszyć drożdże do miski, wymieszać z wodą i łyżeczką cukru, roztrzepać dobrze, odstawić na ok. 10 minut, aż rozczyn lekko wyrośnie.
Roztrzepać jaja w bardzo dużej misce. Dodać cukier, sól, olej, ponownie ubić. Dodać spienione drożdże, znów ubić. Dodawać stopniowo mąkę, mieszając aż powstanie miękkie ciasto (ja wszystkie czynności wykonywałam w mikserze). Wyrobić dokładnie ciasto (ręcznie ok. 15 minut), aż będzie bardzo gładkie i elastyczne (w razie konieczności podsypać mąką). Umieścić w natłuszczonej misce do wyrastania (ok. 2-3h, albo do podwojenia objętości). Wyrośnięte ciasto odgazować, podzielić na 4 części, a potem każdą na 3, z których formujemy wałki i zaplatamy warkocze. Można także nie dzielić na 3, tylko zwinąć każdą z tych 4 części w pojedynczego ślimaka (ale dla mnie taki kształt to niestety mało kojarzy się z chałką). Przykrywamy folią, odstawiamy do napuszenia na ok. 1 h. Smarujemy jajem, opcjonalnie posypujemy makiem/sezamem i pieczemy 30-40 minut w 180 st. C. Gdyby chałka za mocno się rumieniła, przykrywamy folią aluminiową.
Chałka wyszła bardzo lekka, mniej gęsta czy mięsista niż ta mleczno-maślana. Pozostaje także dłużej świeża i jest mniej słodka. Polecam, choć… nie wiem, czy nie wolę jednak tej „tradycyjnej” 😉
PS. Mam dla Was pytanie, a do wpisu chlebowego pasuje: którego znanego piekarza cenicie najbardziej? Hamelmana, Bertineta, Leparda…? Kogoś innego?