Mówi się, że złość piękności szkodzi. Coś w tym musi być, skoro wredna macocha Królewny Śnieżki przegrała w konkursie piękności organizowanym przez wiadome Zwierciadło ;). Mam jednak wrażenie, że trochę „dobrej sportowej złości” poprawia samopoczucie fizyczne. Ja w każdym razie, gdy w przeddzień Wigilii zobaczyłam nieudane wypieki, zdecydowanie się rozzłościłam i zrobiłam makowca awaryjnego: ze znanego drożdżowego, które zawsze wychodzi i dobrze się wałkuje, oraz z kupnej masy makowej. I wiecie co? Ciasto wyszło, a mi przeszła gorączka i wyzdrowiałam :).
Składniki: ciasto drożdżowe z 1/2 składników z przepisu na cynamonki (robiłam z niego także jagodzianki i bułeczki z dżemem); masa makowa z bakaliami 800g; na lukier: cukier puder, wrzątek, sok z cytryny, ew. bakalie do dekoracji
Ciasto drożdżowe przygotować wg ww przepisu (z 1/2 składników, tj. 2 szklanek mąki), odstawić do wyrośnięcia, odgazować, podzielić na 2 części. Każdą rozwałkować dość cienko, ale nie tak, aby ciasto się rwało. Każdy placek posmarować cienko masą makową, zostawiając kilkucentymetrowy margines. Zwinąć ściśle w rulon wg dłuższego boku. Przełożyć zwinięte ciasta albo do długich foremek keksowych, wysmarowanych tłuszczem i wysypanych mąką lub wyłożonej pergaminem, bądź owinąć od dołu w kawałek pergaminu (tworząc z niego rodzaj łódeczki dla makowca; inspirowałam się instrukcją zawijania na stronie Dorotuś) i tak ułożyć luzem na blaszce.
Odstawić do napuszenia na ok. 40 minut. Piec ok. 50-60 minut w 190 st. C. (do suchego patyczka; temperatura moich makowców pod koniec pieczenia wynosiła 97 st. C, kilka stopni niższa też powinna być ok).
Wystudzone ciasta polać lukrem (rozrabiając kilka łyżek cukru pudru wrzątkiem i sokiem z cytryny do uzyskania pożądanej konsystencji) i opcjonalnie udekorować bakaliami.
Mam nadzieję, że mieliście udane Święta :)?