Zaczął się ciężki czas. Wokół piętrzą się kartony, a my kaszlemy z M od kurzu. Pakujemy się tak, jak nigdy dotąd, bo przed nami Wielka Przeprowadzka. Przez jakiś czas mogę rzadziej być na blogu, lub też prezentować na nim tylko potrawy szybkie, łatwe i najlepiej jednogarnkowe 😉 (bądź zachomikowane – takich mam kilka). Dzisiejsze przepisy są z kategorii „szybkie i łatwe”, plus jeden to tzw. przypominajka*, a do ich przygotowania nie trzeba mieć ciężkiego AGD.
Zresztą… jak mam być szczera, żaden ze mnie cukiernik nawet w najbardziej komfortowych okolicznościach przyrody. Nie mam cierpliwości ani serca do skomplikowanych wypieków czy deserów, nie lubię też ich jeść. Jak to ujął dzisiaj M, jedząc ciasto czekoladowe (patrz niżej): „Jakbym lubił torty, to bym je piekł”.
Pierwsza propozycja to ciasteczka kruche, na bazie przepisu „1-2-3„, ale z tzw. upgrade’em, czyli…
Składniki: 150g mąki, 50g drobnego cukru, 100g masła, skórka starta z 1 cytryny, ok. 50-60g rodzynek (namoczonych ok. 30 min wcześniej w gorącej wodzie i/lub rumie i dobrze osączonych, lub pochodzących z magicznego słoika, o którym wspominałam, i także osączonych), ok. 3-4 łyżek wody z dodatkiem soku z cytryny, opcjonalnie: gruby cukier do posypki
Mąkę i cukier wymieszać, wetrzeć w nie posiekane zimne masło, aż masa będzie przypominać okruchy. Dodać skórkę z cytryny, wymieszać, dodać rodzynki. Dodawać stopniowo zimną wodę, do której wcisnęliśmy trochę soku z cytryny, zagniatając ciasto, aż będzie jednolite i sprężyste. Zawinąć w folię , uformowane albo w wałek, albo okrągły placek, i umieścić w lodówce na co najmniej 30-40 min. Po tym czasie albo z wałka odkrawamy ok. 0,5 cm plastry, które układamy na blaszce wyłożonej pergaminem, albo placek wałkujemy i wycinamy z niego dowolne kształty. Ciasteczka można posypać lekko grubym cukrem przed pieczeniem. Pieczemy w 200 st. C. ok. 12 -13 minut (warto zaglądać, czy się za bardzo nie przypiekają, co miało miejsce z moimi).
Bardzo przyjemna, lekko słodka propozycja. Innym ciastem, które można szybko i łatwo (przygotowanie trwa ok. 10 minut) zrobić jest awaryjne ciasto czekoladowe, o którym znowu zapomniałam. Przypomniał mi o nim M, gdy jadłam 2 tygodnie temu tort Sachera** w Grazu: „To przypomina to ciasto, które robiłaś z powidłami…” I tak kilka dni temu szybko wymieszałam w misce stopioną czekoladę, słoik zdobycznego dżemu z borówki amerykańskiej i resztę składników. Wyszło zaskakująco lekkie i ogólnie o bardzo dobrej relacji pracy kucharza do uzyskanych efektów ;). Warto się z nim zapoznać.
* Albo recykling.
** Jadłam go kiedyś, jako dziecko, i mi nie smakował. Tym razem przeżyłam pozytywne zaskoczenie: przede wszystkim, mało przypominał tort, a bardziej – moim zdaniem – piernik. Ewentualnie awaryjne ciasto czekoladowe w wariancie powidłowym 😉