Czy ilość przeprowadzanych rzeczy mogła się w cudowny sposób rozmnożyć, np. przez pączkowanie? Czasem mam takie wrażenie. Trzy dni robiłam porządek w przyprawach i chwilami włos jeżył mi się na głowie na widok kolejnego otwartego opakowania z np. goździkami lub na widok kolejnej paczki soli (otwartej, oczywiście). Wciąż gotujemy zatem to, co szybkie, albo przynajmniej nie czasochłonne. Oto makaron – wciąż na Festiwal Dyni – który roboczo nazwałam „dwa liście” – stąd, że dodałam garść suszonych liści curry, które nie zmieściły się w słoiczku* i garść świeżej szałwi.
Składniki: ok. 450-500g dyni, oliwa, ząbek czosnku, garść suszonych liści curry, garść szałwi, sól, pieprz, chilli w proszku lub płatkach, gałka muszkatołowa lub kwiat gałki, ok. 3 łyżek śmietanki, ok. 200-225g dowolnego makaronu (u mnie kokardki)
Dynię (ze skórką, pozbawioną jedynie 'farfocli’ i pestek – te ostatnie zachować) wrzucić na wyłożoną folią blaszkę i piec ok. 50 min. w 200 st. (ja potraktowałam tak całą, podzieloną na 3 części, dynię, użyłam część do makaronu, a resztę zamroziłam). Lekko wystudzić, tak aby można było ją obrać ze skórki i lekko rozdrobnić. W między czasie zachowane pestki dyni skropić oliwą i posypać solą, umieścić w natłuszczonym naczyniu żaroodparnym i piec ok. 20 minut w 200 st. (zaglądając co jakiś czas, czy się nie przypalają). Gotowe pestki odstawić na bok.
Rozgrzać oliwę w rondlu (w tym samym czasie można nastawić wodę na makaron), przesmażyć rozdrobniony czosnek. Wrzucić liście. Wymieszać. Dodać dynię, skręcić ogień na średni. Doprawić do smaku solą, pieprzem, chilli i gałką lub kwiatem gałki. Gotować, aż całość będzie stanowić jednolitą masę (ok. 10 minut). Skręcić ogień na minimalny, zabielić sos śmietanką, sprawdzić doprawienie. Wymieszać z ugotowanym makaronem, podawać posypane uprażonymi pestkami dyni.
* A w takim słoiczku (oto moja świeżo przemieszczona kolekcja przypraw):